Modne porody za granicą
Jednak w rzeczywistości już dziś Polacy wyjeżdżają za granicę, żeby się leczyć. Tyle że z ominięciem prawa. Najbardziej spektakularnym przykładem jest niemiecki Schwedt. Tylko w tym maleńkim miasteczku od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej urodziło się już kilkaset polskich dzieci.
Polki, chcąc uniknąć za wszelką cenę porodów w Polsce, których obawiają się ze względu na niski standard usług, dokonywały karkołomnych wyczynów, by zmusić polski NFZ do zrefundowania im komfortowego porodu w Niemczech. Kobiety z przygranicznych miejscowości wyjeżdżały do Schwedt w momencie rozpoczęcia akcji porodowej. Szpital musiał je przyjąć. A NFZ był zmuszony za to zapłacić. Sprawa miała tak dużą skalę, że skończyła się w prokuraturze.
Polacy wyjeżdżają też chętnie do Czech i Słowacji na prywatne konsultacje do specjalistów, a nawet lekarzy rodzinnych. Wizyty tam są tańsze niż w polskich gabinetach, a do tego nie ma kolejek.
Jeżeli zaczęłyby funkcjonować nowe przepisy, NFZ musiałby im zrefundować sto procent kosztów. – Dyrektywa to dobre rozwiązanie dla pacjentów, daje im wolny wybór – mówi Adam Kozierkiewicz, ekspert od ochrony zdrowia.
Jednak zarówno on, jak i inni eksperci, z którymi rozmawialiśmy – Rafał Janiszewski, Marek Balicki i Jerzy Gryglewicz – twierdzą, że nowe przepisy nie spowodują masowej fali wyjazdów. – Polacy nie będą tłumnie wyjeżdżać się leczyć. Nie tylko musieliby dopłacać do takiego leczenia, ale liczyć się z kosztami zakwaterowania za granicą – wylicza Marek Balicki, były minister zdrowia.