Anna Marszałek: Czy znalazł pan w stenogramach odpowiedź na pytanie, dlaczego doszło do katastrofy?
Grzegorz Sobczak*: Znalazłem potwierdzenie nieoficjalnych informacji, które wcześniej krążyły. Na przykład, że załoga zeszła znacznie poniżej wysokości, na której podejmuje się ostateczną decyzję, czyli poniżej 100 metrów. Na wysokości 80 metrów drugi pilot podał komendę „odchodzimy”, a mimo to samolot kontynuował zniżanie.
Niemal do końca nie widać, by załoga zorientowała się, że dzieje się coś złego.
Do końca nie mieli świadomości zagrożenia, mimo że nawigator podawał wysokość co dziesięć metrów. Ostatnia wartość, którą podał, to było 20 metrów. Zdrowo
myślącego pilota tak dużego samolotu to by obudziło. Nie wiadomo tylko, czy nawigator odczytywał wskazania wysokościomierza ciśnieniowego, czyli barometrycznego, które powinien odczytywać, czy radiowysokościomierza, które go wprowadzały w błąd. Jeśli odczytywał z radiowysokościomierza, to przez to wprowadzał też w błąd pilota.
Czy informacje i komendy z wieży lotniska w Smoleńsku były prawidłowe?
Działania kontrolera ze Smoleńska z ostatnich kilkudziesięciu sekund wyglądają na poprawne.
Czy załoga mogła uniknąć katastrofy, gdyby zareagowała na sygnały kontrolera?
Pierwsza komenda „horyzont, 101” padła w momencie, kiedy nawigator odczytał wysokość 50 metrów. Teraz pozostaje tylko pytanie, czy było to 50 metrów nad poziomem lotniska. Wtedy załoga miałaby jeszcze możliwość wyprowadzenia samolotu. Choć przy prędkości
10 metrów na sekundę było to już trudne. Natomiast jeśli to były odczyty radiowysokościomierza, a samolot był już nad jarem, to wskazanie 50 metrów nie byłoby prawdziwe. W rzeczywistości samolot byłby znacznie niżej. Był przecież nawet taki moment, kiedy zszedł poniżej poziomu lotniska. Wtedy można uznać, że działanie kontrolera było lekko spóźnione. Chociaż od momentu, kiedy nawigator odczytał wysokość 100 metrów, a kontroler ze Smoleńska podał komendę „horyzont”, minęło ok. 4 sekund. Taki czas
wystarcza na prawidłową ocenę sytuacji i podjęcie odpowiedniej decyzji. W mojej ocenie kontroler ze Smoleńska wydał komendę bez zbędnej zwłoki.
Dlaczego piloci nie reagowali na ostrzeżenia systemu TAWS: „Pull lup” (ciągnij do góry) i „Terrain Ahead” (ziemia przed tobą)?
Jeśli lotnisko ze Smoleńska nie było wprowadzone do bazy danych samolotu, to TAWS podawał tylko informacje o przygodnym terenie, a nie położeniu samolotu względem ścieżki schodzenia na lotnisko. Dlatego piloci mogli ignorować te ostrzeżenia. Dlaczego ignorowali inne sygnały? Nie mam pojęcia.
*Grzegorz Sobczak, redaktor naczelny miesięcznika "Skrzydlata Polska"
rozmawiała Anna Marszałek, dziennik.pl