Inną stacją, która doczekała się swojego pseudonimu jest North End. Nigdy nieoddana do użytku stacja nazywana jest Bull&Bush. Nazwa pochodzi od pubu, który leży niedaleko wejścia do stacji. Gdyby stacja funkcjonowała, byłaby najgłębiej położoną w systemie londyńskiego metra. Dlaczego nigdy jej nie otwarto? Z tych samych, tradycyjnych już przyczyn – niska opłacalność ekonomiczna. Tą wciąż funkcjonującą i nigdy niezamkniętą budowę można odnaleźć na czarnej linii mijając stację Hampstead.
Nieistniejącą stacją na linii czerwonej jest na przykład British Museum, dawniej zlokalizowana pomiędzy Tottenham Court Road a Holborn.
Czasem stacje widma odżywają i tak na przykład stacja Heathrow Terminal 5 została zapomniana prawie na dwadzieścia lat, zanim została w końcu otwarta. Pierwsze prace rozpoczęto w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Kolejnym przykładem jest stacja Wood Lane, która ożyła po otwarciu w pobliżu centrum handlowego Westfield.
Nieużywane stacje rodzą się ponownie również dzięki zaangażowaniu pasjonatów. Nieistniejąca stacja metra Ongar – końcówka czerwonej linii w kierunku Epping – została wysprzątana i przywrócona do użytku przez Epping Ongar Railway Volunter Society. Obecnie można od czasu do czasu, przejechać się starymi wagonikami metra pomiędzy tymi dwiema stacjami.
Śladów starych stacji można wypatrywać praktycznie wszędzie. Na samym odcinku pomiędzy stacjami Finchley Road i Baker Street, linii Metropolitan, „brakuje” trzech stacji, m. in. Lord’s, którą „unicestwiło” otwarcie w pobliżu stacji St. John’s Wood.
Istnieją też stacje fikcyjne. W popularnym serialu East Enders, funkcjonuje stacja Walford East. Na mapie pokazana jest na linii District, pomiędzy stacjami West Ham i Bow Road. Stacja nie istnieje w rzeczywistości a została stworzona przez ekipę telewizyjną. W filmie schody, którymi wchodzą pasażerowie prowadzą na peron, w rzeczywistości to schody w kierunku męskich toalet. Oryginalna stacja, to nieczynna już Bromley-by-Bow.
Głębokie tunele metra ciągle odkrywają przed nami coś nowego. Na przykład jeden z tunelów stacji Goodge Street był wykorzystywany jako kwatera główna generała Eisenhowera. Na stacji Belsize Park, tunele służą jako magazyn starych dokumentów, a pośród ciemności widać światło starej lampy gazowej, wykorzystywanej jako prostownik w sieci elektrycznej. Ale i na powierzchni można znaleźć ciekawostki. Nieopodal stacji Finsbury Park, można przespacerować się wzdłuż nieczynnej czarnej linii prowadzącej daleko na północ. Oryginalnie linia biegła poprzez Crounch End, Muswell Hill aż do Alexandra Palace.
Niejednokrotnie zdarzało się, że projektanci tworzyli linie tylko na papierze.
Plany rozwoju czarnej linii pochodzą jeszcze z lat trzydziestych. A budowano wtedy w bardzo pięknym stylu. Jeśli ktoś był kiedyś na Cockfosters, końcowej stacji linii Piccadilly, to wie, że architektura i aranżacja jest dopięta na ostatni guzik i naprawdę robi wrażenie.
Druga strona metra
W historii metra dochodziło do wielu tragedii. Do najbardziej znanych nam współcześnie, należą ataki terrorystyczne z 2005 roku oraz wielki pożar na stacji King’s Cross w 1987 roku.
Ataki z lipca 2005 roku spowodowały paraliż komunikacyjny, zginęły 52 dwie osoby, w tym trzy Polki: Monika Suchocka (23 l.); Karolina Glueck (29 l.) oraz Anna Brandt (43 l.). Rannych zostało około 700 osób, wśród których również byli Polacy. Bomby-pułapki, wybuchły pomiędzy stacjami Liverpool Street i Aldgate, Edgware Road i Paddington oraz pomiędzy King’s Cross i Russel Square. Ponadto jedna bomba wybuchła w autobusie.
Ze stacją King’s Cross wiąże się jeszcze jedna tragedia, której warto poświęcić więcej miejsca.
Wieczorem 18 listopada 1987 roku, pasażer wyjeżdżający schodami ruchomymi z peronu linii Piccadilly w kierunku wyjścia, zapalając papierosa, wyrzucił zapaloną jeszcze zapałkę pod nogi. Zapałka spadła pod ruchome stopnie i stała się zaczątkiem tragicznego w skutkach pożaru. Po jakimś czasie pasażerowie zgłosili obsłudze metra, że czują dym. Pracownicy pobieżnie skontrolowali schody, jednak nic nie zaobserwowali. Kiedy po kolejnym razie pasażerowie wjeżdżający na górę zauważyli płomienie wydobywające się spod schodów, została powiadomiona straż pożarna. Strażacy na miejscu zobaczyli pod schodami dość intensywny pożar. Kiedy część ekipy poszła z powrotem do samochodów po węże strażackie, pozostali próbowali powstrzymać falę kolejnych pasażerów chcących wyjechać na powierzchnię. Na górze został jeden strażak próbujący ewakuować pasażerów z hali biletowej. W tym momencie nastąpił jednak potężny wybuch. Fala ognia wypełniła halę biletową. W ogniu, w straszliwych męczarniach, zginęło 31 osób. Pożar szalał na stacji jeszcze kilka godzin. Strażacy, którzy zostali na dole brawurowo uratowali pozostałych pasażerów, udrażniając pozamykane przejścia. Na dole pozostali sami, bez żadnego pracownika metra, nie znając zupełnie rozkładu tuneli. W momencie wybuchu na stację wjeżdżał kolejny skład metra, strażak, który stał na peronie dawał energiczne znaki maszyniście, żeby się nie zatrzymywał i jechał dalej – to prawdopodobnie sprawiło, że ofiar nie było więcej. Pociąg oddalił się na następną stację, dopiero wtedy wstrzymano ruch kolejnych składów.
Tragedia dała lekcję, której skutki odczuwamy i widzimy do dzisiaj. Od momentu pożaru, na wszystkich stacjach metra obowiązuje całkowity i ostro egzekwowany zakaz palenia. Wszystkie schody ruchome w londyńskim metrze zostały pozbawione elementów drewnianych.
Dzięki pożarowi odkryto nieznane wcześniej zjawisko nazwane „efektem okopowym” (zwanym również efektem rynnowym) – to on był przyczyną wybuchu ognia. Pożar powstał pod schodami, rozprzestrzeniając się po drewnianych elementach konstrukcji. Ogień rozwijał się przylegając do podłoża, dlatego nie był widoczny. Spowodował jednak ogromną temperaturę i rozgrzanie pozostałych części schodów ruchomych, poręczy itp. W pewnym momencie doszło do samozapłonu i gwałtownego wybuchu skumulowanych gazów. Badający skutki pożaru, podczas symulacji komputerowej, myśleli początkowo, że to błąd w obliczeniach.
Zjawisko było tak nieprawdopodobne, że specjaliści zbudowali specjalny tunel symulacyjny, żeby powtórzyć wybuch z listopada 1987 roku. Podczas eksperymentu, jeden z naukowców wszedł do środka, myśląc, że coś poszło nie tak – nie widział bowiem płomieni – uskoczył w ostatnim momencie przed wybuchem, o mały włos nie będąc kolejną ofiarą pożaru na King’s Cross.
Przesiadając się na tej stacji z linii Piccadilly na District, zwróćmy uwagę na pamiątkowy zegar i tablicę czczącą pamięć tragicznie zmarłych.
Piotr Dobroniak, Cooltura