W ich mniemaniu z sukcesów gospodarczych korzysta większość społeczeństwa. Tymczasem przepaść między bogatymi, a resztą jest największa od 1961 roku, kiedy na Wyspach zaczęto stosować takie pomiary i o 20 proc. większa niż w latach osiemdziesiątych. Płaca minimalna wynosi niecałe sześć funtów a mediana dochodów wynosi 25 tys. funtów rocznie, co oznacza, że połowa pracujących zarabia mniej. Zarabiający powyżej 40 tys. funtów rocznie stanowią 10 proc. społeczeństwa, a pracownicy uzyskujący dochody w wysokości 58 tys. - 5 proc. Jedenaście milionów Brytyjczyków w tym trzy miliony dzieci żyje poniżej progu ubóstwa. Na 25 mln gospodarstw domowych w Wielkiej Brytanii ponad 2 mln ma stale problemy ze spłatą kredytów mieszkaniowych, kolejne 2 mln wydają na ratę kredytów więcej niż połowę swoich dochodów, a statystyczny Brytyjczyk ma 23 tys. funtów długu. Nierówności na Wyspach, choć ich nie widać z okien szklanych biurowców na Canary Wharf wciąż się pogłębiają. Odbija się to negatywnie na kondycji społecznej.
Wszyscy przegrywamy
Według wspomnianej wcześniej profesor Kate Pickett wszystkie negatywne zjawiska społeczne – od wskaźnika przestępczości, śmierci niemowląt, aborcji, alkoholizmu, narkomanii, aż po plagę otyłości – da się wytłumaczyć przez nierówność społeczną. Nie poprzez bogactwo czy biedę, mierzone w PKB, dochodzie narodowym na głowę, średniej płacy czy jakimkolwiek innym wskaźniku makroekonomicznym – tylko właśnie poprzez stosunek rozpiętości dochodów między bogatymi i biednymi. Istnieje kilka wskaźników opisujących nierówności społeczne. Emerytowany profesor z Uniwersytetu w Nottingham Richard Wilkinson i profeska Kate Pickett posłużyli się wskaźnikiem zróżnicowania kwintylowego, czyli porównaniem, ile razy więcej zarabia jedna piąta najbogatszych od jednej piątej najbiedniejszych.
Naukowcy porównali 22 najbogatsze kraje świata. Najrówniejszym państwem okazała się Japonia: 20 proc. najbogatszych zarabia tam tylko 3,4 razy więcej niż 20 proc. najbiedniejszych. Za Japonią znalazły się Finlandia, Norwegia, Szwecja i Dania. Najbardziej nierówne są zaś USA – 8,5, Portugalia, Australia, Nowa Zelandia i Wielka Brytania, (od 7,2 do 6,8). Na początek Wilkinson i Pickett przeanalizowali 155 raportów z całego świata dotyczących związku między zdrowiem i dystrybucją dochodów. Okazało się, że 83 proc. analiz dotyczących całych narodów i 73 proc. analiz dotyczących mniejszych populacji wykazuje jednoznacznie negatywną relację między rozpiętością dochodową a stanem zdrowia mieszkańców. Potem naukowcy zaczęli badać inne plagi społeczne. Za każdym razem rezultat był taki sam. Im większa nierówność, tym większe problemy społeczne. Praca brytyjskich naukowców znacznie lepiej i pełniej wyjaśnia, więc antyspołeczne zachowania młodych Brytyjczyków, wysoki wskaźnik ciąż wśród nastolatek, problemy z narkotykami, brytyjską kulturę picia, czy otyłość niż tabloidy, które winą obarczają zazwyczaj media i nieudolnych nauczycieli. Problem jednak w tym, że rewolucyjna zasadniczo analiza brytyjskich naukowców została zamieciona w kąt. Po kryzysowych turbulencjach życie na Wyspach powróciło do stanu równowagi. Nic się nie zmieniło. Bogaci się bogacą, biedni biednieją. W Burnley bezrobocie i marazm rosną. W Canary Wharf rosną pensje i finansowe nagrody. Darek jak każdego dnia przygotowuje się do pracy. Nierówności społeczne w Wielkiej Brytanii go nie interesują, a w kryzys nie wierzy. Nie wierzy też, że Wyspy to nie najlepsze miejsce do życia – To propaganda – stwierdza z pewnością – chcą nam obrzydzić to miejsce, żebyśmy wrócili do Polski, bo rozsądni ludzie już dawno doszli do wniosku, że nie ma tam po co wracać. Więc co jakiś czas publikują bzdury, że Anglia to tragedia i piekło. Darkowi na Wyspach jest dobrze. Ma swoją małą stabilizację, pracę i nadzieję na lepsze jutro. Na argument, że krytyczna analiza sytuacji w UK niekoniecznie musi oznaczać propagandę na rzecz powrotu do Polski macha ręką – Może i ciężko pracuję za niewygórowaną stawkę, ale robię to dla moich dzieci, żeby miały lepszą przyszłość – ucina. I chociaż naukowe badania pokazują, że prawdopodobieństwo wejścia na wyższy szczebel drabiny społecznej i zawodowej dla jego dzieci jest minimalne, mocno wierzy, że im się uda. Podobnie jak większość polskich emigrantów, Darek jest przekonany, że jego decyzja o przyjeździe na Wyspy była słuszna. I żadne badania, statystyki, ani dziennikarze od propagandy tego przekonania nie zmienią. Przecież podziały klasowe nie istnieją. Walka klas dobiegła końca. Wszyscy jesteśmy równi i mamy takie same szanse na sukces.
Radosław Zapałowski, Magazyn Emigrant