Platforma zakłada dwa scenariusze. Jeden optymistyczny, z rozstrzygnięciem w pierwszej turze wyborów, i drugi, realistyczny, z drugą turą. Ale w obu potrzebuje maksymalnej mobilizacji elektoratu. Stąd walka o każdy głos. Dlatego na początku czerwca Bronisław Komorowski ma pojechać do Belgii i Wielkiej Brytanii. – Wybraliśmy dwa symboliczne miejsca: Bruksela to stolica Unii Europejskiej, a Londyn skupia zarówno starą emigrację wojenną, jak i dziesiątki tysięcy Polaków, którzy w ostatnich latach pojechali tam szukać życiowej szansy – wyjaśnia Lisek. Dla PO to kontynuacja działań z poprzedniej kampanii, kiedy Donald Tusk pojechał szukać poparcia na Wyspy Brytyjskie i odniósł tam sukces. Realny, bo emigranci zagłosowali na PO, i wizerunkowy, bo telewizje pokazywały olbrzymie kolejki Polaków czekających na oddanie głosu przed konsulatami.
Swojej szansy za granicą będą szukali także Grzegorz Napieralski i Andrzej Olechowski. Ten ostatni miał zresztą kampanię zagraniczną zainicjować. – Miała być Irlandia, ale plany popsuła Islandia i wybuch wulkanu – mówi Grzegorz Dziemidowicz, rzecznik Olechowskiego. Teraz sztab ustala kolejny termin. Natomiast Grzegorz Napieralski jedzie na Wyspy nie tylko promować swoją kandydaturę, ale też krytykować kandydata PO. – Chcemy przypomnieć cuda, które obiecywał emigrantom Donald Tusk, i ile z nich zostało – mówi rzecznik SLD Grzegorz Kalita.
Ludowcy natomiast uznali, że ich liderowi zagraniczne wojaże są niepotrzebne. Ich elektorat jest w kraju. – Trzeba objechać jak największą liczbę miejsc – mówi Stanisław Żelichowski.
Otwartość na nowinki Waldemar Pawlak demonstruje, prowadząc kampanię internetową.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Autor: Grzegorz Osiecki