28/03/2010 08:17:56
2B: Na początek proszę o kilka słów o tym, co robiłeś w Polsce.
Michał Jendzio: W Polsce pracowałem w firmie StanFex w Koszalinie na stanowisku wulkanizatora i kierowcy. Naprawiałem i wymieniałem opony, a gdy był jakiś wyjazd z towarem, to jechałem w trasę.
2B: Kiedy zrodziła się decyzja o przyjeździe do Wielkiej Brytanii?
M.J.: Wyjazd zaproponował mi kolega z pracy, który wyjechał wcześniej do Anglii, zadzwonił do mnie z propozycją – w jego firmie szukali kierowców. Zdecydowałem się na wyjazd w styczniu 2006 r. W ciągu tygodnia zwolniłem się z pracy, pozamykałem różne sprawy i dwudziestego stycznia wyjechałem do UK, dzień później wysiadłem w Manchesterze, gdzie odebrał mnie kolega i pojechaliśmy do miejscowości Bury pod Manchesterem.
2B: Pracę już miałeś, ale czy wszystko układało się tak gładko?
M.J.: Hmm, łatwo nie było. Moja przygoda zaczęła się w Bury. Pracę zacząłem w poniedziałek. Miałem szczęście, bo od razu zatrudnili mnie na stałe. Umowę dostałem po dwóch tygodniach. Była to niewielka firma transportowa, która rozwoziła gazety z drukarni po hurtowniach. Mieszkałem w mieszkaniu nad firmą, tak więc do pracy nie musiałem dojeżdżać. Pierwszy miesiąc był dosyć ciężki. Nowe miejsce, nowi ludzie no i obcy język. W Polsce uczyłem się trochę angielskiego, ale gdy zetknąłem się z ludźmi w UK okazało się, że mówią oni całkiem innym językiem, z akcentem, którego prawie nie rozumiałem. Na szczęście zacząłem szybko „łapać”. Zapisałem się do szkoły, w której uczyłem się przez dwa lata. Dzięki temu mój język znacznie się poprawił. Po dwóch latach zmieniłem pracę i przeszedłem do dużej firmy transportowej Ceva Logistic, w której pracuję do dziś.
2B: To proza życia, a co z marzeniami o pilotowaniu samolotów?
M.J.: Praca pozwala mi na realizację pasji latania, którą odkryłem w sobie już jako dziecko. Nad moim miastem – Koszalinem - latały Migi 21, które stacjonowały w Zegrzu Pomorskim. Często je obserwowałem i zazdrościłem tym, którzy tam latają. Poza tym mój wujek był pilotem. Kiedy miałem sześć lat zabrał mnie do kabiny samolotu i posadził mnie za sterami. To było coś pięknego! Po latach miałem zamiar startować do szkoły lotniczej w Dęblinie, jednak z braku wiary w swoje możliwości zrezygnowałem i nie wysłałem podania. Do dziś żałuję. Po długich latach pojawiła się szansa na zrealizowanie mojego marzenia. Niestety, na myśliwce już było za późno, pozostało lotnictwo cywilne.
2B: Szczęśliwe zrządzenie losu i do realizacji pragnień małego chłopca było coraz bliżej…
M.J: Rzeczywiście, los tak chciał, że po przyjeździe do UK trafiłem do firmy transportowej, której właściciel miał licencję pilota i własny helikopter. Okazało sie również, że jego kolega ma swój aeroklub w Blackpool. Moje marzenie rozbudziło się na nowo. Umówiłem się na pierwszy lot. Było to 10 kwietnia 2007 r. Pojechałem do Blackpool i poznałem Bryana, właściciela aeroklubu. Po niedługiej rozmowie oprowadził mnie po klubie i zapoznał z mechanikiem. Jak się okazało, mechanik był Polakiem. Zaprzyjaźniliśmy się z Michałem. Mieliśmy wspólny temat do rozmów, pokazał mi również, jak należy przygotować samolot do lotu.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
zadbaj dziś, by jutro nie było za...
We never think it will happen to us.But accidents, illness, ...
zadbaj dziś, by jutro nie było za...
We never think it will happen to us.But accidents, illness, ...