03/03/2010 10:34:55
Późno, ale z hukiem!
Wielka Gala Boksu Dublin 2010 miała się rozpocząć punktualnie o godzinie 19. Kibice jednak schodzili się powoli i ostatecznie pierwszy gong zabrzmiał czterdzieści pięć minut później. Warto było poczekać, bo już pierwszy pojedynek polskiego zawodnika – Michała Olejniczaka, dostarczył wspaniałych pięściarskich wrażeń. Dla Polaka był to zawodowy debiut, a co jeszcze ciekawsze, była to pierwsza walka, którą stoczył kiedykolwiek (nie boksował wcześniej nawet jako amator). Jak przyznał jego trener, pięściarz, który rozpoczął swoją przygodę bokserską dopiero w wieku 19 lat, to wielki talent, i już niebawem zobaczymy go w poważniejszych walkach.
Po dość mocnej pierwsze rundzie, Michał zwolnił i do końca kontrolował pojedynek lewą ręką. Na nieco spokojniejszy boks w jego wydaniu wpływ miała drobna kontuzja, której nabawił się w trakcie pojedynku. Wygrał jednak zdecydowanie i pokazał, że jest świetnie wyszkolonym technicznie zawodnikiem, który znakomicie prezentuje się w ringu. W drugiej walce kibicom zaprezentował się doświadczony Łukasz Rusiewicz, który pokazał w ringu to, z czego jest znany – ringową wojnę. Łukasz pokonał w swoim pojedynku Słowaka Michała Chlewkę, a obaj zawodnicy pokazali kawał dobrego, ostrego boksu. Te dwie walki były tylko przygrywką do pojedynku trzeciego, w którym dublińskim kibicom zaprezentował się człowiek legenda – Wojciech Bartnik.
Legenda w Dublinie
Wojciecha Bartnika przedstawiać nikomu nie trzeba. Dziesięciokrotny Mistrz Polski, ostatnio medalista olimpijski w boksie, stoczy już za kilka tygodni kolejną dużą walkę – o pas Mistrza Europy. To właśnie dlatego pojedynek Wojtka miał charakter pokazowy, gdyż tylko na takich warunkach jego przyjazd był w ogóle możliwy. Należy tu podkreślić piękne zachowanie Mistrza, który w obliczu nadchodzącej walki miał pełne prawo wycofać się z dublińskiej gali. Dał jednak słowo kibicom, że będzie i tego słowa dotrzymał. Pojedynek Wojtka odbył się w kaskach i widać było, że zawodnicy nie boksują na „pełnych obrotach”. Nie wpłynęło to jednak na wielką miłość kibiców do naszego Mistrza, który przez długie minuty po walce rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Miał na to dłuższą chwilę, gdyż po trzecim pojedynku gali zorganizowano krótką przerwę na występy i wspaniałe polskie jedzenie, które zaserwowała znana i ceniona w polonijnych kręgach Monika.
Żurek, bigos i szalony Jimi
Na piętrze National Basketball Arena swoje królestwo miała Monika Catering. To tam podczas przerwy dotarli wszyscy „wygłodniali”, aby spróbować bigosu i żurku. Wcinano, aż się uszy trzęsły, a wszyscy wyglądali na bardzo zadowolonych. Dla Polaków była to okazja, by poczuć się jak w polskiej kuchni, w domach rodzinnych, a dla irlandzkich gości niepowtarzalna szansa spróbowania czegoś nowego. Bigos Moniki zrobił duże wrażenie i niejeden przychodził po dokładkę, nawet trzecią i czwartą. Po krótkiej przerwie na salę kibiców ściągnął, zaproszony, Jimi „szalony” McCarthy. Jimi z zespołem zaśpiewał kilka irlandzkich i angielskich piosenek, w charakterystycznym dla siebie, ekspresyjnym stylu. Wielu kibiców kojarzyło Jimiego z występów ulicznych, których posłuchać można w każdy właściwie weekend na ulicach centrum. Wyglądający i zachowujący się jak tramp (być może nim jest) Jimi żyje we własnym świecie i nic nie jest w stanie go wyprowadzić z równowagi.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...