26/02/2010 07:07:42
W styczniu br. Pani pracę charytatywną na rzecz brytyjskiej Polonii "Dziennik Polski" uhonorował wyróżniając tytułem Człowieka Roku 2009. Nagroda została nadana za 40 lat pracy w Polskiej Macierzy Szkolnej... wzbudziła w Pani jakieś refleksje? Może pokusę podsumowań?
– Owszem. Nagroda pokazała mi, że działalność Polskiej Macierzy Szkolnej jako organizacji ma prawdziwy sens, że ci, którzy zakładali ją te 55 lat temu mieli wizję, która okazała się bardzo dalekowzroczna. Wówczas z pewnością nikt nie przypuszczał, że po ponad pół wieku szkoły sobotnie wciąż będą funkcjonować w Anglii, i że działalność Macierzy nie tylko nie będzie się kurczyć, ale będzie się dramatycznie rozwijać. To, że organizacja przetrwała tyle lat ułatwiło w poważny sposób nowej emigracji organizację życia, pozwalając niejako „wskoczyć” w pewien system, a nie tworzyć jego podstawy od początku.
Nagroda „Dziennika” po raz kolejny uzmysłowiła mi, że ta cała praca ma sens. Sprawa oświaty jest ważna w życiu każdego człowieka...
Skoro mowa o podsumowaniach... Pani praca społeczna wymaga wiele zaangażowania i uwagi, bliskiej współpracy z ludźmi i podejmowania odpowiedzialnych decyzji. Tymczasem Pani sama ma dużą rodzinę – pięcioro dzieci i dziesięcioro wnucząt. Jak udaje się Pani godzić życie osobiste z zawodowym?
– Duża w tym zasługa męża, który mi w pracy tej nie przeszkadza! Na pewnym etapie naszego wspólnego życia sam był zaangażowany w pracę społeczną – był prezesem koła rodzicielskiego szkoły na Devoni, w której ja sama także uczyłam, a do której chodziły i nasze dzieci. Ma więc zrozumienie potrzeby pracy społecznej. A taka wyrozumiałość jest konieczna, by w ogóle mieć szansę jakiegokolwiek działania. Gdyby powiedział „nie”, moje zaangażowanie w pracę społeczną wyglądałoby zupełnie inaczej. Podsumowując więc – wyrozumiałość rodziny, zwłaszcza zaś męża, była konieczna. A moja praca społeczna dyktowana poniekąd była właśnie tą rodziną, bo gdybym jej nie miała pewnie zajęłabym się karierą zawodową i jej poświęciła. Ponieważ jednak mam dzieci – to one przez długi czas były na pierwszym miejscu, praca społeczna zaś umożliwiła mi osobisty rozwój przy okazji dbania o rodzinę. Najbardziej jednak czasowo jestem zaangażowana odkąd zostałam prezesem PMS, czyli od 10 lat, kiedy dzieci dawno już opuściły dom i zaczęły prowadzić swoje życie rodzinne.
Czy zastanawiała się Pani kiedyś, jak potoczyło by się jej życie zawodowe, gdyby nie zaangażowanie w pracę PMS?
– Nie, nie zastanawiałam się. Może poświęciłabym się karierze zawodowej, ale czy ona dałaby mi tę samą satysfakcję? Nie wiem. Praca w angielskim szkolnictwie jest specyficzna i nie dawała mi pełnego zadowolenia, a nas wychowywano w rodzinie w poczuciu współodpowiedzialności za sprawy polskie w Anglii i to zostało mi we krwi.
Pytam nie bez powodu, jest Pani absolwentką nie tylko anglistyki, ale i nauk politycznych. Rodzina Giertychów zaś znana jest w Polsce i zagranicą z zaangażowania w kwestie polityczne... Nie kusiła Pani nigdy perspektywa aktywności na tym polu?
– Poza tym, że studiowałam politykę i bardzo mi się to podobało, nigdy nie kusiła mnie ona w życiu. Absolutnie nie miałam ambicji angażowania się w życie polityczne. Choć, muszę przyznać, że pierwsza moja praca, o którą się starałam – a której notabene nie dostałam – to była praca korespondenta BBC dla polskiej sekcji. Mogę więc powiedzieć, że swoje pierwsze kroki zawodowe zrobiłam w tym kierunku, ale nic z tego nie wyszło. Nigdy nie widziałam się w polityce, poza tym obserwując, co dzieje się w świecie polityki – zniechęciłam się. To nie jest dziedzina życia, w której można się uczciwie rozwijać. Może to trochę niesprawiedliwe, ale wydaje mi się, że trudno jest być wiernym swoim zasadom życiowym w polityce. Nie żałuję więc, że moja droga prowadziła w innym kierunku.
Osoby zaangażowane w pracę społeczną niejednokrotnie podkreślają, że szlifuje ona charakter, jest dobrą szkołą życia. Jak wpłynęła praca charytatywna na światopogląd i osobowość Aleksandry Podhorodeckiej?
– Z całą pewnością nauczyła mnie pracowitości i poświęcenia. Ponadto wyrobiła we mnie duże przywiązanie do spraw polskich w Anglii, przeze mnie zaś u moich dzieci, które widziały, że poświęcam tym sprawom czas, więc muszą mieć dużą wartość.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Skup metali kolorowych 0773882127...
Skup metali kolorowych i stali.Działamy na terenie całego Lo...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Skup zlomu i metali scrap metal ...
07738821271NAJWIĘKSZY W LONDYNIESKUP METALI KOLOROWYCHPŁACIM...