MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

28/09/2009 17:49:40

Posłuchaj piosenki - może to o tobie?

Posłuchaj piosenki - może to o tobie? Gdyby przyjrzeć się tekstom znanych piosenek, wyszłoby na to, ze są o niczym. Ale zdarzają się kawałki, w których wykonawcy żartują a nawet kpią sobie ze słuchaczy. I co ciekawe - te najbardziej wpadają nam w ucho.

Bejbi aj law ju


Zdarzyło mi się kiedyś być na koncercie zespołu Łzy. Wiem, że nie jest to powód do dumy, ale każdemu się może przytrafić. Grupa uświetniała jakieś dni miasta czy inny rekreacyjny spęd z piwem dla dorosłych oraz cukrową watą i dmuchanymi zamkami dla dzieci. Kiedy rozbrzmiała piosenka „Baby I Love You” podchmielony tłum wyraźnie się ożywiał podczas refrenu: „baby i love you, baby i miss you, baby i need you. oh, i kiss you”.


Zgadza się – refren niezbyt wyszukany. Sęk w tym, że ów numer zespołu Łzy w prześmiewczy sposób traktuje właśnie o głupkowatych piosenkach. Refren pojawia się tu zatem w formie niby - cytatu, jako przykład takiej płycizny muzycznej i tekstowej. Nakręcona piwem publika nie zamierzała wnikać w takie niuanse, choć jak sądzę, bez piwa odbiór byłby podobny.

 

Rozedrgany tłum pod sceną aż kipiał z radości pod sceną nieświadom, że muzycy śmieją mu się prosto w nos, śpiewając: „Zobaczycie moi mili, ja mam z tego satysfakcję, wszyscy będą się dziwili, że już wtedy miałam rację. Że ten utwór jest przebojem, proste słowa cztery dźwięki, aby wszyscy mogli nucić kiedyś słowa tej piosenki”.


Jak Młynarski stworzył pijacki hymn


Może nie byłoby o czym gadać, bo to pioseneczka, jakich wiele, a i Łzy nie adresują swojej twórczości do zbyt wymagającej publiki. Zdarza się to jednak twórcom o wiele ambitniejszym. Takie losy spotkały „W Polskę idziemy” Wojciecha Młynarskiego.

Zaryzykuję stwierdzenie, że to jedna z najlepszych piosenek, jakie w ogóle kiedykolwiek powstały w języku polskim. Podszyta gorzką ironią satyra na polskie pijaństwo została z literackim kunsztem przedstawiona właśnie z perspektywy typowego Polaka – pijaka. Zahukanego, życiowego nieudacznika, który wyrywa się z marnej egzystencji tylko w stanie upojenia alkoholowego i wtedy śpiewa: „W Polskę idziemy drodzy panowie, w Polskę idziemy, nim pierwsza seta zaszumi w głowie, drugą pijemy, do dna jak leci za fart za dzieci, za zdrowie żony, było nie było w to głupie ryło, w ten dziób spragniony”.  


Kiedy piosenka zdobyła popularność, ten właśnie refren został podchwycony… przez jej bohaterów. Lokale gastronomiczne wypełnione spoconymi bywalcami o ogorzałych obliczach i w rozchełstanych koszulach rozbrzmiewały przepitym bełkotem „W Polskę idziemy”. I to jest dopiero ironia losu! Wojciech Młynarski, ubolewał nad tym, iż nieopatrznie napisał hymn polskich pijaków. Trudno mu się dziwić. Może dopiero w dzisiejszych czasach, kiedy na nowo – i rewelacyjnie – zinterpretował ją Kazik Staszewski udało jej się przywrócić pierwotny sens. A może z pewną dozą zamierzonej naiwności stwierdzę, że po prostu ten typ obleśnego pijaństwa już nie jest popularny. W każdym razie dawno już jej słyszałem w wersji „gastronomicznej”.

 


Rockowy boys band


W przypadku utworu „Chłopaki nie płaczą” T. Love nie ma mowy o niezrozumieniu jakiegoś fragmentu tekstu. To typowa piosenka o niczym. Tylko, że sama w sobie jest po prostu jedną wielką zgrywą. Rockowy zespół nagrał numer w konwencji tak zwanych boys bandów, czyli wymuskanych zespolików składających się ze ślicznych chłopców wybieranych w castingu i odtwarzających przeboje napisane przez zawodowców. Starzy rock’n’rollowcy z T. Love rzecz jasna gardzą taką szmirą i postanowili z niej zakpić.

 

Założę się, że trafili raczej w oczekiwania publiczności boys bandów niż swojej własnej, czyli rockowej. Jako że ta pierwsza jest znacznie liczniejsza, piosenka stanowi do dziś jeden z największych hitów zespołu. A że nie do końca o to chodziło? No trudno. Chłopaki nie płaczą. Zresztą zbyt wiele płyt z tą piosenką sprzedali, abym ich miał żałować.


Niech mury nie rosną


Największym jednak kuriozum jest historia piosenki „Mury” z tekstem Jacka Kaczmarskiego do muzyki hiszpańskiego artysty LLuisa LLacha. Piosenki, która stała się dokładnie tym, o czym opowiadają jej słowa. Własnością tłumu, który uczynił z niej na doraźną potrzebę hymn. Tym razem – hymn „Solidarności”.

 

 


Bo czymże są „Mury”? Przecież to historia barda, który swoją pieśnią porywa ludzi do walki. Słynny refren również jest właśnie ową pieśnią, fikcyjnym cytatem, następuje niejako po dwukropku i w cudzysłowie. No i wszystko fajnie, dopóki lud dzielnie walczy, wyrywa murom zęby krat, zrywa kajdany, łamie bat, a sypiące się mury grzebią stary świat. Pięknie. Chwytliwa melodia i przesycone nadzieją słowa idealnie wstrzeliły się w oczekiwania uciemiężonych siermiężnym socjalizmem Polaków w latach 80. Piosenka nie pojawiała się w radiu, ale powielana na taśmach i śpiewana przez studentów w rozciągniętych swetrach w akademikach i tak stała się natchnionym wyrazem społecznego buntu.


A przecież chodzi w niej o coś dokładnie przeciwnego! O niebezpiecznie destrukcyjną siłę pieśni, która wymyka się artyście spod kontroli, staje się własnością agresywnego tłumu i zaczyna funkcjonować autonomicznym życiem. Stąd słowa „mury rosły, rosły, rosły, łańcuch kołysał się u nóg”. Tłum, który wyniósł Kaczmarskiego na barda „Solidarności” nie chciał jednak słuchać gorzkich w swej wymowie ostatnich słów pieśni. I to dosłownie! Zdarzało się, że podczas koncertów były one zagłuszane, a w obozach dla internowanych śpiewano „Mury” z pominięciem ostatniej zwrotki i ostatniego refrenu. „Wyjątkowo rzadko zdarza się, by na barykady wiodły słowa, które właśnie przed takim spontanicznym zrywem przestrzegają” – pisał w „Newsweeku” Filip Łobodziński.


A jednak się zdarzyło. I trwa do dziś, choć nie ma już wśród nas Jacka Karczmarskiego, który ostatecznie pogodził się chyba z faktem, że podobnie, jak bohater „Murów” stracił kontrolę nad swoją pieśnią. Wielki koncert Jean Michel Jarre’a w Gdańsku z okazji 25 lecia „Solidarności” w 2005 roku z brawurowym wykonaniem „Murów” dowodzi, że tłum nadal niczego z tego utworu nie zrozumiał. Zawsze będą jakieś mury do zburzenia i baty do połamania. A przecież Polacy to uwielbiają.


Grzegorz Szczepański, Tygodnik Polski   

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska