Tutaj zatrudniona jest w hotelu, w Polsce natomiast pracowała w księgowości.
Czy twoim zdaniem to prawda, że Polacy nie lubią angażować się społecznie, chyba że mają jakiś pretekst?
Wyjeżdżając z kraju, człowiek przyjeżdża w nowe miejsce, jest wystraszony. Z czasem nabiera pokory, chociaż do niej wiedzie długa droga. Emigranci ze średnim czy wyższym wykształceniem najczęściej nie pracują w swoim zawodzie. Potrzeba im kontaktów z osobami na swoim poziomie, o podobnych zainteresowaniach i problemach. W takich warunkach najchętniej uciekają. Dokąd? W swoje hobby, pasje, w organizacje. Nasze stowarzyszenie kojarzy takie osoby.
Działalność pozazawodowa sposobem na izolację, na jaką cierpi Polonia?
To próba wypełnienia pustki, która powstaje po wyjeździe. Sposób na zagospodarowanie wolnego czasu. Pretekst do spotkań. Powody mogą być różne, tak jak sami emigranci.
Dlaczego tu jesteś?
Wyjechałam, żeby zarobić na mieszkanie. W międzyczasie sytuacja się zmieniła. Mam syna, który przez rok czasu był pod opieką mojej mamy. To bardzo długa rozłąka. W pewnej chwili postanowiłam, że zakończę ją i sprowadzę dziecko do siebie. Gdy przyjechałam, nie znałam języka. Przyglądałam się wszystkiemu, ciężko pracowałam. To, że jestem w Poland Street, to zasługa Roberta Nowakowskiego, wiceprezesa związku.
Jak to?
Zapisałam syna do Związku Harcerstwa Polskiego. Tam spotkał go Robert i tak się zaczęło. Zgodziłam się zaangażować w tę działalność.
Kiedy wracasz do Polski? Czy emigrant zna datę wyjazdu?
Nie, nigdy nie wiesz, co się wydarzy. W Polsce możesz sobie planować na rok, dwa do przodu. Tutaj nie.
Twoje plany zaskakują cię na plus czy na minus?
Na plus (uśmiecha się).
Czujesz się bezpieczniej w Polsce czy w Anglii?
Brakuje mi przyjaźni, znajomych, takich jak w Polsce.