100 funtów, szanse 50 do 1. Tyle postawił śmiertelnie chory Matthews na to, że w czerwcu 2009 roku wciąż będzie żył. I wygrał. Pieniądze - 5 tys. funtów - chce przeznaczyć w większości na cele charytatywne.
"Jestem chyba pierwszym człowiekiem na świecie, który zakłada się o własne życie" - stwierdził Matthews. "Kiedy usłyszałem diagnozę, myślałem że to wyrok. Ale byłem ciekaw, kiedy zostanie wykonany" - dodaje. Kiedy 59-latek przyszedł do zakładu bukmacherskiego Williama Hilla, wywołał poruszenie w szacownej firmie. Szefowie mieli wątpliwości, czy przyjąć zakład, ale Matthews przekonał ich twierdząc, że to mu doda sił w walce z chorobą.
"Nigdy w ciągu 30 lat w tym biznesie nie byłem tak szczęśliwy płacąc klientowi 10 tys. dolarów z perspektywą zapłacenia kolejnych 10 za rok" - oświadczył rzecznik firmy, Graham Sharpe.
Gra ze śmiercią może zrobić z Matthewsa krezusa. To już drugie zwycięstwo 59-letniego Brytyjczyka w śmiertelnym hazardzie. Pierwsze 5 tys. funtów odebrał już rok temu za zwycięstwo w identycznym zakładzie. A w czerwcu 2010, jeśli dożyje, do jego portfela trafi 10 tys. funtów. Jeśli oczywiście śmierć nie postanowi tym razem wygrać.
dziennik.pl, mg