"Poprosiłem strażaka: człowieku, ratuj ich! A on wyprowadzał rower!
Mojej siostrze mogli życie uratować. A strażak uciekł!" - mówi radiu
RMF świadek tragedii w Kamieniu Pomorskim. Na jego oczach ludzie
wyrzucali z okien dzieci i skakali sami. Zdaniem poszkodowanych, pomoc
przyszła za późno.
Osoby, które same uratowały się z pożaru, zarzucają strażakom tchórzostwo - donosi RMF FM.
"W pokoju były trzy osoby, między innymi moja siostra. Poprosiłem strażaka: człowieku, ratuj ich! A on wyprowadzał rower! Ja mówię: zostaw człowieku rower, tam sa ludzie" - mówi reporterowi radia mężczyzna, którego siostra zginęła w płomieniach.
"Mojej siostrze mogli życie uratować, a ja nie mogłem nic zrobić. Siostra krzyczała: Darek, ratuj mnie, pomóż mi. Ja mówię: Jola, skacz, ja cię złapię" - opowiada. "Sam osobiście wywaliłem drzwi, a strażak uciekł. Strażak, który ma obowiązek ludziom życie ratować. To ja, zwykły cywil, wiedziałem co zrobić, a oni latali wokoło hotelu i nie wiedzieli co zrobić" - twierdzi mężczyzna.
"Byłem patrzeć osobiście, trzy ciała. Dwa zwinięte pod oknem, jedno leży na środku. Jak my przyjechaliśmy troszeczkę później, to już się paliło" - przyznaje jeden ze strażaków.
To nie jedyne wątpliwości. Świadkowie tragedii pytają, dlaczego strażacy dojechali tak późno. "36 minut po północy wykonałem telefon alarmowy, a strażacy mówią, że sygnał alarmowy dostali tuż przed 1 w nocy" - pisze do TVN24 poszkodowany.