Seryjny uwodziciel milionerek za kratami

Helg Sgarbi ma 44 lata, jest absolwentem prawa w Zurychu, byłym porucznikiem szwajcarskiej armii i bankierem Credit Suisse. Nie przypomina Brada Pitta. Jest zbyt szczupły, ma włosy mysiego koloru i urodę przeciętniaka. Gdy pojawił się w ubiegły poniedziałek w monachijskim sądzie, miał na sobie za duży garnitur i niedobrany krawat. Nie należy do mężczyzn, za którym kobieta obejrzałaby się na ulicy. Kilka lat temu jednak Sgarbi odkrył swoją tajną broń - umiejętność czarowania płci pięknej. W końcu znał sześć języków, miał fantazję, był szarmancki, troskliwy, namiętny, umiał słuchać i pisać listy miłosne. Wiedział, co robić, by przyciągnąć kobiety. Z tym, że nie każdą obierał za cel swoich awansów. Specjalizował się w uwodzeniu arystokratek, bizneswomen i lwic salonowych. Męska prostytucja nie wchodziła w grę, jego plan okazał się bardziej wyrafinowany: zakładał dorobienie się milionów przez uwiedzenie ofiary, wyłudzenie pieniędzy, porzucenie i szantaż.

Lady BMW

14 stycznia 2008 r. miał być dla Sgarbiego dniem wypłaty. Choć na seksszantażach zarobił już 10 mln euro, tym razem miał dostać najwięcej. W starym mercedesie czekał na byłą kochankę, najbogatszą kobietę w Niemczech - Susanne Klatten. Wcześniej zagroził jej, że jeśli nie dostarczy 14 mln euro, wideo z ich nagranymi igraszkami trafi do zarządu firmy i do jej męża. Sgarbi poznał Klatten w lipcu 2007 r. w kurorcie-spa Lanserhof w tyrolskich Alpach. Jasnowłosa Niemka, dwa lata od niego starsza, była prawnuczką Gunthera Quandta, założyciela BMW i koncernu farmaceutycznego Altana, akcjonariuszką obu tych firm, żoną i matką trójki dzieci. Uwodziciel zabrał ją na spacer i zaczął opowiadać o studiach i pracy w banku. Zostali kochankami, umawiając się na schadzki np. w Monte Carlo. "Był czarujący, troskliwy i równocześnie bardzo smutny. To wzbudziło we mnie uczucie, że mamy coś wspólnego" - opowiadała później Klatten śledczym.

Któregoś dnia Sgarbi poprosił o pomoc. Zwierzył się, że właśnie wrócił z Florydy, gdzie potrącił samochodem kilkuletnią dziewczynkę, której rodzina należy do mafii i domaga się od niego 10 mln euro. Trzy miliony już miał, Klatten miała mu dać 7 mln. Poruszona jego historią kobieta zjawiła się na parkingu monachijskiego Holiday Inn, gdzie wręczyła mu pudła ze zwitkami banknotów. W hotelu para odbyła schadzkę - w pokoju nr 629 bez wiedzy Klatten nagrana został 38-minutowa seksprodukcja.

Okazało się, że 7 mln euro to za mało. Sgarbi zaczął nalegać, by kochanka opuściła męża i zamieszkała razem z nim, prosząc ją, by na początek wpłaciła na ich wspólny fundusz 290 mln euro. Klatten odmówiła. "Zorientowałam się, że wcale nie był tym, za kogo się podawał. Zobaczyłam, jak wielkie głupstwo popełniłam" - miała później wyznać.

Niezadowolony Sgarbi zagroził ujawnieniem sekstaśmy, udobruchać go miało 14 mln. Kobieta miała sporo do stracenia. Jej opinia była dotąd nieskalana. "Mimo że pochodziła z bardzo sławnej rodziny, nie miała publicznego image’u. Wiadomo, że jest nieśmiała, nigdy wcześniej nie gościła na stronach brukowców i cieszy się szacunkiem wśród innych biznesmenów" - opowiada DZIENNIKOWI niemiecki publicysta i historyk Michael Stuermer. Mimo to Klatten zaryzykowała i złożyła doniesienie na policji o szantażu.

Kłamstwa miłosne

Żigolak nie doczekał się okupu. Został aresztowany i odesłany do Niemiec, gdzie miał czekać na proces za wyłudzanie, oszustwo i szantaż czterech kobiet (oprócz Klatten zgodziły się zeznawać jeszcze trzy). Zanim w marcu tego roku doszło do rozprawy, na jaw wyszło sporo szczegółów jego wcześniejszych podbojów.

Tagi: dziennikpl

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: