Seryjny uwodziciel milionerek za kratami

Jednym z pierwszych miała być 83-letnia hrabina Verena du Pasquier Geubels, właścicielka zamku nad Jeziorem Genewskim. Sgarbi wypatrzył ją w 2003 r. w Monte Carlo. Stara arystokratka okazała się łatwym łupem, wystarczyły bowiem trzy róże, by uwierzyła, że ma przed sobą mężczyznę zakochanego do szaleństwa. Naciągnął ją na 7 mln franków szwajcarskich i próbował szantażować jej przyjaciółkę. Hrabina złożyła doniesienie, wkrótce potem jednak wycofała zarzuty. Zmarła w 2004 r.

Po niej Sgarbi w 2005 r. uprzykrzył życie m.in. 64-letniej mężatce z Dolnej Bawarii. Dwa lata później naciągnął jeszcze inną kobietę na kilkaset tysięcy euro. Niedawno do niemieckiej prasy przeciekły fragmenty listów, jakie pisał. Mieszanka komplementów i wspomnień namiętnych chwil była jak miód na serce jego kochanek. "Najdroższa, czy pamiętasz, jak płonęliśmy z pożądania na plaży, a ty jęczałaś z rozkoszy?" - pisał w jednym z nich.

Sprawa, której finał miał miejsce w poniedziałek, miała ciągnąć się długo. Dziennikarze spodziewali się, że oszukane kobiety pojawią się publicznie, by zeznawać. Tak się jednak nie stało. Sgarbi zjawił się w sądzie w asyście swojego adwokata Egona Geissa (tego, który w latach 80. bronił m.in. fałszerza dzienników Hitlera Konrada Kujawa). Żigolak pokajał się przed sądem i złożył przeprosiny dla wszystkich "skrzywdzonych kobiet". Dostał wyrok niższy, niż przewidywano.

Media nie zostawiły jednak na nim suchej nitki, łagodnie oceniając Klatten. "Stern" pisał o "łamaczu serc, który nie szukał miłości, tylko kasy", "Die Zeit" o "pozbawionym skrupułów oszuście", a "Die Welt" chwalił jego ofiarę za to, że "pokonała szantażystę" i "mimo blamażu okazała się zwyciężczynią". "Gdy sprawa wybuchła, pierwszą reakcja było schadenfreude, taka radość z cudzego nieszczęścia, ale wnet nastąpiła wolta. Niemcy zauważyli, że to przecież dzielna kobieta, która po prostu próbowała pozbyć się demonicznego kryminalisty i uratować swoje małżeństwo i rodzinę" - mówi nam Stuermer. "Niemcy podeszli do sprawy ze sporą dozą empatii. Klatten zresztą jest kobietą czterdziestokilkuletnią i każdy rozumie, że jest to okres, gdy człowiek ma prawo do kryzysu, słabości" - dodaje. Sama Klatten powiedziała "Bildowi": "Postąpiłam słusznie, nawet jeśli nie było to łatwe."

Zemsta za Hitlera

Na ławie oskarżonych zabrakło wspólnika Sgarbiego, 64-letniego Ernana Barretty. Ten charyzmatyczny właściciel hotelu Valle Grande z Abruzzo uważany jest za przywódcę sekty. To od niego Sgarbi nauczył się manipulować kobietami. To on zamówił pokój 630 w Holiday Inn, nagrywał seks Sgarbiego z Klatten i najprawdopodobniej do niego wędrowały też pieniądze. Sekciarski guru został aresztowany, a jego proces ma rozpocząć się pod koniec miesiąca. Barretta powiedział policji, że pomógł koledze uwieść dziedziczkę w zemście za... koneksje rodziny Quandtów z Hitlerem. "Dziadek Sgarbiego był Żydem i w czasie II wojny światowej został deportowany na prace przymusowe w Niemczech. Klatten jest córką hitlerowskiego kolaboranta, a my chcieliśmy pomścić dziadka Helga. Pomogłem mu, bo przez całe życie byliśmy przyjaciółmi" - wyjaśnił. Hitlerowskie tło Niemcy potraktowali jako słaby wykręt: "To tani chwyt" - mówi Stuermer. "Hitlerowską przeszłością można w Niemczech dużo wytłumaczyć, ale na to chyba nikt się nie nabierze."

Izabela Bogus, dziennik.pl

Tagi: dziennikpl

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: