Terroryści zaatakowali Irlandię Północną

Terroryści przyjechali do bazy przebrani za dostawców pizzy. Gdy załoga wartowni podeszła do auta, bandyci zaczęli strzelać. Od ich kul zginęło dwóch żołnierzy, a dwóch innych i dwóch pracowników cywilnych zostało rannych. To pierwszy od 1998 roku atak irlandzkich terrorystów na brytyjskie wojsko. Wtedy frakcje lojalistów i republikanów zawarły pokój i obiecały, że wszystkie problemy rozwiążą pokojowo.

Żadne ugrupowanie nie przyznało się do zamachu, ale ani brytyjscy, ani irlandzcy politycy nie mają wątpliwości - to ugrupowania republikańskie, które chcą zjednoczenia Irlandii, zaatakowały bazę 38 pułku saperów - pisze "Daily Mail". Brytyjski premier Gordon Brown potępił dziś atak.

"Cały kraj jest wściekły" - powiedział premier. Zapewnił też, że brytyjskie władze zrobią wszystko, by dopaść zamachowców. "Żaden morderca nie przeszkodzi w procesie pokojowym, który ma posparcie większości ludności Irlandii Północnej" - oświadczył Brown.

W ciągu ostatnich tygodni wywiad brytyjski ostrzegał władze, że w każdej chwili może dojść do zamachu. W ostatnich tygodniach w Castlewellan brytyjscy saperzy rozbroili ponad stukilogramową bombę, którą terroryści chcieli zdetonować w pobliskiej bazie. Terroryści ranili też pięciu policjantów.

Dlaczego bandyci zaatakowali po 10 latach spokoju? Według brytyjskich mediów stało się to po tym, gdy szef policji w Irlandii Północnej potwierdził, że w Ulsterze pojawili się tajni agenci wojska i policji, którzy sprawdzają zagrożenie ze strony organizacji republikańskich.

Jak zapowiadają brytyjscy i irlandzcy politycy, ataki nie powstrzymają procesu pokojowego. "Tych morderstw dokonali ludzie, którzy nie mają żadnego wsparcia w społeczeństwie i walczą o przegraną sprawę" - mówi szef rządu Irlandii Północnej, Peter Robinson.

AME, dziennik.pl

Tagi: dziennikpl

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: