Marcinkiewicz na prezydenta? Niewykluczone

A może pan nie odbierał od nich telefonów?
Odbierałem telefony. Chodziło o to, że Lech Kaczyński miał mi za złe, że w mediach atakują Jarosława Kaczyńskiego, a mnie nie. Myślałem, że to dobrze, że chociaż jednej osoby nie atakują.

Pytanie: "Nawet jeśli zraził sie pan do PiS i uznał, że warto wybrać Platformę, to czy jako były premier z ramienia PiS nie powinien pan ostrożniej używać języka? Nie ma pan poczucia, że wypowiedział pan czasem zbyt mocne słowa w ocenie PiS?".
Jeśli internauci mówią, że ja używam mocnych słów, to proszę mi podać przykłady. Ważę słowa i staram się mówić w sposób raczej delikatny.

Kiedyś na mocny atak PO odpowiedział pan po prostu: "To nie fair". Ta miękka formuła miała większy rezonans niż niejedna polityczna tyrada. Czy Jarosław Kaczyński musi używać tak mocnych słów? W PO też są politycy, którzy używają takiego języka. Czy to uzależnienie, czy też w ich przekonaniu to bardziej działa?
Pamiętam, gdy PR-owcy siedzieli długi czas nad Jarosławem Kaczyńskim i mówili, że mówi za ostro. Tłumaczyli, pokazywali, co z tego wynika. Jarosław Kaczyński absolutnie się z tym zgadzał, mówiąc: "No tak, macie rację, dobrze", po czym wychodził na mównicę i leciało z niego po prostu samo.

Pytanie od Pawła: "Komu ufa Jarosław Kaczyński? Czy można zdobyć jego zaufanie? Wydaje się, że pan je zdobył".
To nie jest proste. Jarosław Kaczyński jest człowiekiem, z którym śmiało można dyskutować. Ale tak naprawdę on ufa tylko swoim starym druhom. Ma ludzi, z którymi wyruszył kiedyś w drogę, i wtedy trzeba było z nim być - bo dziś nawet bycie lojalnym nie wystarczy, żeby zdobyć jego pełne zaufanie.

Jak pan ocenia wyrzucenie z PiS Ludwika Dorna?
Ludwik Dorn stał się dla Jarosława Kaczyńskiego wyrzutem sumienia. Dorn przeciwstawił się pewnym działaniom w rządzie i nie będę o tym mówił, choć kiedyś pewnie to wyjdzie i może on sam kiedyś o tym opowie.

Chodziło o Janusza Kaczmarka?
Ludwik Dorn odmówił pewnych działań, do których nakłaniał go Jarosław Kaczyński i w związku z tym odszedł z MSWiA. Na jego miejsce przyszedł Kaczmarek. Dziś Jarosław Kaczyński wie, że popełnił ogromny błąd. Musiałby przyznać rację Dornowi, którego wyrzucił z rządu, a tego zrobić nie chce. Moim zdaniem to jest podstawa tego działania i może nawet nienawiści, która się pojawiła i doprowadziła do wyrzucenia Dorna poza nawias polityki.

Jacek Kurski mówił w "Pytajniku", że Dorn zamarzył o przywództwie w PiS.
Bardzo możliwe, że mógłby stać się następcą Jarosława Kaczyńskiego. Myślę, że lada moment to się pokaże jeszcze mocniej niż obecnie, bo Jarosław Kaczyński powoli stanie się obciążeniem dla Prawa i Sprawiedliwości. PiS pod wodzą Jarosława Kaczyńskiego wyborów parlamentarnych raczej nie wygra. Ja się z tego cieszę. Coraz bardziej jest widoczne, że wśród polityków PiS nie widać jego następcy. Dlatego Ludwik Dorn mógłby być taką osobą, ale już go nie ma.

Dorn też był politykiem kontrowersyjnym i używał mocnych sformułowań: "Pokaż lekarzu, co masz w garażu". To ten sam język, o którym mówiliśmy.
W moim przekonaniu robił to trochę po to, by dorównać szefowi w stylu i w mocy języka. A przy tym doskonale zdawał sobie sprawę, że przekracza pewne granice.

Jaka jest przyszłość Dorna?
Są politycy, którym bardzo ciężko będzie powrócić do polityki, i na pewno do nich można zaliczyć zarówno Ludwika Dorna, jak i Jana Rokitę.

Tagi: dziennikpl

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: