Taryfę za wjazd do wyznaczonej strefy w centrum Londynu, mimo dużej opozycji, wprowadził poprzedni burmistrz, Ken Livingstone z Partii Pracy. Congestion Charge obowiązuje od lutego 2003 roku, a cztery lata później poszerzono jego zasięg na dzielnice Chelsea i Kensington. Jest to największa w Wielkiej Brytanii płatna strefa i jedna z większych na świecie. Kierowcy za wjazd do niej płacą 8 funtów dziennie, w dni powszednie, pomiędzy godz. 7.00 a 18.00. Choć miało to poprawić drogowe warunki, miasto wciąż jest zakorkowane. Czy zatem coś poszło nie tak? Na pewno nie zdaniem specjalistów z Transport for London (TfL), organizacji odpowiedzialnej za system. Wręcz przeciwnie. Właściwie liczba samochodów zmniejszyła się o 70 tys. dziennie, a przychody z sytemu osiągnęły w 2007 r. 137 mln funtów. Według analiz TfL – Congestion Charge to najlepszy sposób na powstrzymanie kierowców przed wjeżdżaniem do centrum. Za korki obwiniane są natomiast źle skoordynowane roboty drogowe i budowlane.
Ruch oporu
System działa automatycznie, używa kamer, które z trafnością 90 proc. rozpoznają numery rejestracyjne samochodów wjeżdżających do strefy. Robione są dwa zdjęcia, w kolorze i czarno-białe. Zidentyfikowane numery porównywane są z bazą danych kierowców, którzy uiścili opłatę. Jeśli nie zapłacili, na ich adres uzyskiwany z Driver and Vehicle Licensing Agency (DVLA), wysyłany jest mandat.
Zanim jednak system wszedł w życie, już wtedy anonimowy pracownik TfL ujawnił, że sposobem na uniknięcie sfotografowania może być trzymanie się blisko drugiego samochodu, lub szybka zmiana pasa w odpowiednim momencie.
Przypadków unikania opłat było więcej. W październiku 2005 r. organizacja AA Motoring Trust oceniała, że jeden na 250 samochodów wjeżdżających do strefy, ma nieprawdziwe numery rejestracyjne. Policja ujawniła, że w całym kraju nasila się zjawisko kradzieży tablic, które mogą posłużyć do tego procederu.
Z opłat zwolnione są autobusy i minibusy, taksówki, karetki, samochody straży i policji, motocykle, małe trzykołowce, pojazdy poruszające się na alternatywnych paliwach i rowery. W 2007 r., właściciele luksusowych samochodów rejestrowali je jako taksówki i minicaby, by unikać opłat. Zarejestrowanie kosztowało 82 funty plus 27 rocznie za licencję, ale to znacznie mniej niż Congestion Charge. TfL twiedzi, że teraz regularnie sprawdza, czy samochody są używane zgodnie ze swoją rejestracją i przeznaczeniem.
Kierowcy na zagranicznych tablicach rejestracyjnych także muszą płacić. Problem w tym, że trudno te opłaty wyegzekwować. W 2005 r. dziennik „The Guadrian” ujawnił, że z 65,534 mandatów wystawionych obcokrajowcom, tylko 1,993 zostały uiszczone.
Opłat unikają też dyplomaci. W październiku 2005 prasa ujawniła, że dwie ambasady, USA i Niemiec, nie płacą Congestion Charge uznając to za podatek, z którego powinny być zwolnione na mocy Konwencji Wiedeńskiej. Do maja 2006 r., ambasada USA zalegała z 270 tys.` funtów w mandatach. TfL bronił się, że amerykańskie placówki uiszczają podobne opłaty w Oslo i Singapurze, więc w Londynie nie powinno być wyjątku.
W 2008 roku, z różnych powodów, około 26 proc. mandatów nie zostało zapłaconych.