Polacy dobiją Islandię

Kończę robotę, jak się da najszybciej, i uciekam do Polski. To, co się teraz dzieje w Islandii, to horror - mówi Marek Ściubisz, który w Rejkiawiku rozwozi towar po sklepach. - Ceny w sklepach rosną z dnia na dzień, a wartość korony spada. W wiadomościach wciąż pokazują, jak rząd się spotyka i coś ustala. Ale konkretów brak. Poza tym puszczają tylko reklamy w telewizji, że rząd walczy z kryzysem i żeby być spokojnym.

Na budowie w Rejkiawiku, gdzie pracuje Bogumił Granat, rozwieszono za to ulotki po polsku, żeby się nie bać. - Uspokajają, żeby przychodzić do pracy i nie wyjeżdżać. Ale w mojej firmie co najmniej kilkunastu Polaków chce już wracać - mówi Granat, który pracował w firmie budującej m.in. supermarkety. Teraz wraca z końcem października do rodzinnej Łodzi.

Polaków, którzy w ostatnich kilku latach przyjechali do Islandii, jest kilkanaście tysięcy - na całej wyspie mieszka - 300 tys. osób. Jesteśmy drugą co do wielkości grupą narodowościową. Emigrantów skusiły do wyjazdu pieniądze. Pensje były znacznie wyższe niż w Niemczech czy na Wyspach - najniższa płaca (na budowie) to blisko 2,5 tys. euro miesięcznie. Skutek? W budownictwie 70 proc. pracowników to Polacy. Równie dużo pracuje w stoczniach i przemyśle rybnym. Doszło do tego, że islandzkie urzędy stanu cywilnego wystawiają dokumenty po polsku, biblioteki zamawiają nasze książki, a kablówki puszczają filmy znad Wisły.

Czar prysł, gdy od początku roku kurs tamtejszej waluty spadł o 70 proc. - Koledzy, którzy tu przyjechali z Polski trzy lata temu i odłożyli po 3 mln koron (rok temu 30 tys. euro), teraz te same oszczędności stopniały do 12-13 tys. euro - tłumaczy Granat.

Tagi: metro

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: