MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

03/08/2003 05:17:32

Steven Spielberg

Urodzony 18 grudnia w 1947 roku, w mieście Cincinnati w stanie Ohio (USA). Pełne nazwisko to Steven Allan Spielberg.

Jego dzieciństwo było czasem marzeń. Nie miał wielu kolegów, uchodził za niewysportowanego niezdarę. Nazywali go „przygłupem”, bo brzydził się doświadczeń na lekcjach biologii. Więc uciekał ze szkoły na wagary. Uciekał do kina, do którego matka nie pozwalała mu chodzić. A kino było jego pasją.
W dzieciństwie szczególnie trudnym okresem było Boże Narodzenie. Mieszkał wówczas z rodziną w miasteczku Haddonfield, w stanie New Jersey, na ulicy, która regularnie zdobywała nagrody za najpiękniejsze świąteczne dekoracje. Stojący wśród jasno oświetlonych willi rodzinny dom Steven nazywał „czarną dziurą”.
- Czy nie moglibyśmy zawiesić chociaż kilku lampek? - pytał ojca.
- Jesteśmy Żydami - odpowiadał ojciec - bądź dumny z tego, kim jesteś.
Jednakże Steven nie potrafił zdobyć się na dumę. Czuł się inny i - osamotniony. To uczucie wzmogło się, gdy rodzina przeniosła się do miasta Phoenix, w Arizonie - znowu do dzielnicy, gdzie mieszkało bardzo niewielu Żydów. Pozbawiony przyjaciół chłopiec stworzył sobie wyimaginowanego powiernika - małą, bezwłosą istotkę, pochodzącą gdzieś z kosmosu. Jako nastolatek Steven też nie miał lekkiego życia.
- Takie mole książkowe jak ja - wspomina - nie zdobywały sobie sympatii otoczenia.
Nieśmiały i zamknięty w sobie próbował uprawiać różne sporty, ale nic mu nie wychodziło. U dziewczyn też jakoś nie miał powodzenia, wolały osiłków.
Pewnego dnia, w czasie lekcji wychowania fizycznego, nauczyciel urządził biegi na jedną milę. Ku swemu zdumieniu Steven stwierdził, że wyjątkowo nie znajduje się na ostatnim miejscu. Jeden z kolegów, chłopiec opóźniony w rozwoju, wlókł się jeszcze odrobinę za nim. Biedak zdawał się wkładać w ten wyścig całe serce. Na dodatek pozostali koledzy dopingowali go, by zdystansował Stevena. Steven zwolnił nieco i pozwolił, by tamten go minął. Ale ta wspaniałomyślność dużo go kosztowała. Z bólem serca patrzył jak koledzy wiwatują na cześć zwycięzcy - wzięli go na ramiona i wynieśli z boiska. Później, gdy Steven został sam, oczy zaszły mu łzami. Czuł się upokorzony, ale i szczęśliwy.
Odrzucony przez swoje środowisko chłopiec znalazł pociechę w nowym „koniku” - zaczął kręcić filmy. Od wczesnego dzieciństwa fascynowała go sztuka filmowa. Gdy ojciec zabrał go na Największe widowisko świata, gdzie na ekranie ma miejsce gigantyczna eksplozja pociągu, zapamiętał tę scenę na zawsze. Miał wtedy pięć lat. Kilka lat później pożyczył od ojca 8-milimetrową kamerę. Nakręcił nią swój pierwszy film, który nazwał Ostatnia katastrofa kolejowa i użył własnej zabawki, kolejki elektrycznej. Wkrótce potem zabrał się do kręcenia horrorów, za ofiary służyły mu siostry. W jednym z filmów zagrał dentystę, a siostra Anne pacjentkę. Wyciągał obcążkami z jej ust dmuchaną kukurydzę maczaną w keczupie.
Filmował, co się tylko dało. Najpierw uroczystości rodzinne, jakiś ślub, wyjazd na wakacje. Potem ustawiał elektryczne kolejki i inscenizował kolizje pociągów. Jako dwunastolatek zrealizował trzy-minutowy western.
Gdy ojciec objął posadę w Północnej Kalifornii, Steven zetknął się po raz pierwszy w życiu z jawnym antysemityzmem. Niektórzy szkolni koledzy mijając go mruczeli pod nosem „Żyd”. A jeden z nich, szczególnie agresywny, z reguły wpadał na niego w czasie meczów futbolowych. W liceum Steven namawiał dobrze zbudowanych i powszechnie lubianych kolegów do grania w swoich filmach. Pochlebiało im to i chętnie się zgadzali. Udział w przedsięwzięciach Stevena stał się pewnym wyróżnieniem. Koledzy i koleżanki z klasy nagle chcieli być tacy jak on, zaakceptowali go całkowicie.

Wakacje rok przed ukończeniem liceum (1965 r.) spędził u kuzynki, mieszkającej niedaleko Hollywood. Pewnego dnia przyłączył się do autokarowej wycieczki, jadącej do wytwórni filmowej „Universal Studios”. Gdy autobus zatrzymał się przed toaletami i wszyscy wysiedli, Steven ulotnił się i zaczął przechadzać po terenie. Aż do zmierzchu przyglądał się pracy różnych ekip.
I właśnie tam natknął się na Chucka Silversa, kierownika biblioteki.
- Co tu robisz? - zagadnął go Silvers.
- Chciałbym zostać reżyserem - oświdczył Steven - ta wycieczka niewiele mi dała, więc urwałem się, żeby coś zobaczyć.
Silvers roześmiał się i powiedział:
- Przyjdź jutro. Załatwię ci przepustkę.
Uzbrojony w przepustkę Steven Spielberg przychodził do „Universalu” przez całe lato. A ponieważ nosił garnitur i pożyczoną teczkę, strażnicy na głównej bramie przepuszczali młodego człowieka bez pytania, biorąc go za syna jednego z szefów „Universalu”. Spielberg kręcił się wśród reżyserów, scenarzystów, montażystów, ale nic z tego nie wynikło. Pewnego dnia znalazł pusty pokój, zagnieździł się w nim, poszedł do sklepu, w którym sprzedawano plastikowe litery, i na tablicy informacyjnej budynku wstawił dane swojego biura: Steven Spielberg pokój 22 C.
Tuż przed maturą Steven zabrał kamerę filmową na wycieczkę do Santa Cruz i poprosił kilku kolegów - wśród nich swego prześladowcę - by zechcieli przez chwilę patrzeć w niebo, zmrużyć oczy i szybko przesłonić je ręką. Nie wytłumaczył im, dlaczego.
Kiedy w czasie uroczystości wręczania świadectw wyświetlił klasie zmontowany przez siebie film, to pierwsza scena filmiku zaczynała się od pokazania przelatującej mewy, a potem kamera schodziła w dół, na chłopców, którzy robią gwałtowny gest - tak jakby ocierali twarz z odchodów ptaka. Steven był pewny, że jego dręczyciel będzie wściekły.
- Tymczasem - wspomina - podszedł do mnie po projekcji zupełnie odmieniony. Powiedział, że się uśmiał po pachy i że żałuje, że nie poznaliśmy się lepiej przedtem.
Wtedy Steven zrozumiał, że jego hobby pozwala mu przełamywać krzywdzące bariery uprzedzeń.
Steven rozpoczął studia na Stanowym Uniwersytecie Kalifornii w Long Beach. Nie dostał się do lepszego uniwersytetu z powodu dość marnego świadectwa ze szkoły średniej. Oczywiście chciał studiować na wydziale filmu, ale skończyło się na anglistyce. Wkuwał całotygodniową porcję lekcji w ciągu dwóch dni. Resztę czasu spędzał w „Universalu”, przyglądał się pracy ekip filmowych, uczył się reżyserii, montażu i dubbingu.
Podejmował się dorywczo różnych prac, z których finansował produkcję swoich filmów, kręconych na taśmie 16-milimetrowej. Potem dostał pracę w „Universalu” na trzy dni w tygodniu. Mógł wówczas studiować pracę wielkich artystów, w tym Alfreda Hitchcocka. Ale któregoś dnia asystent reżysera filmu Thorn Curtain wyrzucił go z planu zdjęciowego.
Jednak determinacja Stevena była ogromna. Za pieniądze bogatego kolegi ze studiów, który marzył o tym, by być producentem filmowym, za 10 000 dolarów nakręcił 24-minutowy film pod tytułem Amblin. Jest to prosty film, bez żadnych dialogów, o chłopcu i dziewczynie, którzy jadą autostopem przez pustynię nad Pacyfik. Produkcja filmu trwała dziesięć dni. Operatorem kamery był Allan Daviau, który później będzie autorem zdjęć w filmie E.T.. Następnego dnia po pokazie filmu Amblin Steven Spielberg został wezwany przed oblicze samego Sidneya J. Sheinberga, wówczas szefa produkcji telewizyjnych wytwórni „Universal”, na którym Amblin zrobił tak duże wrażenie, że zaoferował 21-letniemu wówczas Stevenowi Spielbergowi siedmioletni kontrakt w „Universalu”.
Dyrektor „Universalu” Sid Sheinberg wspomina:
- Poproszono mnie, bym obejrzał krótki metraż zrealizowany przez pewnego dwudziestolatka - amatora Stevena Spielberga. Byłem oszołomiony. Zarówno reżyseria, jak prowadzenie aktorów wskazywało na robotę profesjonalisty. Ani śladu tandetnych chwytów, które stosują debiutanci. Zaprosiłem Spielberga do siebie. Był dziwacznym konglomeratem nieśmiałości i ambicji. Zaangażowałem go na siedem lat.
Chociaż Steven obawiał się reakcji rodziców na wiadomość o przerwaniu przezeń studiów, ofertę przyjął natychmiast. I wskoczył od razu w sam środek roboty. Tak szybko, że jak twierdzi, nie zdążył nawet po sobie posprzątać w college'u.
Amblin dostał potem nagrodę na festiwalu filmowym w Atlancie, a w 1969 roku na festiwalu w Wenecji. Przyszłość pokazała, że siedmioletni kontrakt dany Spielbergowi przez Sidneya J. Sheinberga był jego najszczęśliwszą decyzją kadrową, która przyniosła „Universalowi” setki milionów dolarów. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych fabryka snów przeżywała głęboki kryzys. Szefowie wytwórni zrozumieli, że muszą wpuścić do kina świeżą krew, że muszą wesprzeć się nowymi pomysłami i wrażliwością pokolenia wychowanego na telewizji, inaczej patrzącego na świat. Razem ze Spielbergiem wdarli się do kina Lucas, Coppola, Scorsese, Friedkin. Trzeba przyznać, że Hollywood nie zmarnował ich talentu. Spielberg na początku kręcił sporo dla telewizji. W 1984 roku założył niezależną wytwórnię „Amblin Entertainment” (nazwał ją tak, jak tytuł swojego pierwszego szczęśliwego filmu Amblin), a w 1994 Spielberg wraz z Davidem Geffen'em i Jeffreyem Katzenberg'em założył „DreamWorks”, będącą wytwórnią filmów, a także swojego rodzaju przedsiębiorstwem multimedialnym.
Steven Spielberg to niezwykle wrażliwy człowiek. Mówi:
- Nie cierpię samolotów, boję się mikrobów. Kiedy byłem w Indiach, zaklejałem sobie usta plastrem nim wziąłem prysznic, żeby nie połknąć zanieczyszczonej wody. Nie mógłbym zrobić westernu. Boję się koni. Raz wsiadłem na konia i dostałem ataku kichania. Zwierzak przestraszył się, stanął dęba i zrzucił mnie z grzbietu.
Oto co mówi Steven o swoich filmach:
- Dla mnie film jest udany, jeśli mój bohater osiągnie i doświadczy tego, czego ja sam nie doświadczę w swoim rzeczywistym życiu - mówi Steven - ekran, jak gigantyczny odkurzacz, powinien wciągać miliony ludzi, a po dwóch godzinach wypluwać ich na ulicę zachwyconych, olśnionych, zdumionych i szczęśliwych.
W wywiadach powtarza, że jest spontanicznym dzieciakiem, który kieruje się intuicją i nie czyta niczego poza biografiami reżyserów, że nie analizuje własnych filmów.
A kim by był Spielberg, gdyby nie został reżyserem?
- Gdybym nie był reżyserem, byłbym producentem zabawek.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska