Jak Robinho Real Madryt załatwił

Zainteresowana nim Chelsea w zeszłym tygodniu była już tak pewna transferu, że na jej oficjalnej stronie można było kupić klubowe koszulki z nazwiskiem Robinho ma plecach.

Prezydent Realu Ramon Calderon postanowił utrzeć nosa i krnąbrnemu piłkarzowi, i londyńczykom. Sprzedał go za 42 mln do City, które kilka godzin wcześniej przejęli bajecznie bogaci inwestorzy z Arabii Saudyjskiej.

Było to jednak pyrrusowe zwycięstwo Calderona, a jego oburzenie zachowaniem Robinho wzbudza tylko uśmiech politowania. Przecież kilka tygodni wcześniej jego klub mącił i mieszał, by kupić Cristiano Ronaldo z Manchesteru United. A właśnie wielka miłość do Portugalczyka, za którego chciał zapłacić nawet 80 mln, pewnie najbardziej wkurzyło Robinho. Z 9 mln rocznych zarobków Portugalczyka na Santiago Bernabeu jakoś nikt nie robił problemów...

"Jak to się robi", pokazał Realowiu sir Ferguson. Szkot najpierw przekonał Ronaldo do zostania na Old Trafford, a potem dosłownie do ostatnich minut letniego okienka transferowego pracował nad transferem Berbatowa. Nerwy nie puściły mu nawet, gdy bogatszy o arabskie miliony lokalny rywal United City zaoferował Tottenhamowi za Bułgara 40 mln. Ferguson wiedział, że napastnik chce grać u niego. Po cichu mistrzowie Anglii zatrzymali więc swojego najlepszego strzelca i kupili wielką gwiazdę Premier League. A Real? Jeszcze przed północą walczył o Davida Villę. Valencia odrzuciła jednak 55-milionową ofertę. Mistrzowie Hiszpanii w lecie kupili więc tylko jednego piłkarze - Rafaela van der Vaarta. A z obietnic Calderona - Kaka, Ronaldo, Villa - w Madrycie już nawet nie żartują.

Maciej Baranowski, Metro

Tagi: metro

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: