Idioci idiotom
Do 2013 roku z brukselskiej kasy Polska może otrzymać niemal sto miliardów euro. Za zgodą tamtejszych komisarzy (już oni wiedzą najlepiej, czego Polakom potrzeba) będziemy mogli przeznaczyć te pieniądze między innymi na infrastrukturę drogową i kolejową, inwestycje w ochronie środowiska, szkolenie i doradztwo oraz powstawanie nowych miejsc pracy. Zarazem nasza opłata "składkowa" wyniesie w tym samym czasie jedną piątą wspomnianej sumy. Bilans wydaje się korzystny ? gdyby nie niewygodne fakty, o których się nie mówi, to jest horrendalne koszty pozyskiwania unijnych środków. Zarówno koszty typowo "urzędnicze", jak i te związane z przystosowaniem do unijnych norm ? w rodzaju gatunku farby koniecznej do pomalowania szpitalnego korytarza, wysokości lamperii na tymże korytarzu czy minimalnej odległości grzejnika od ściany tegoż korytarza. Samo półroczne "przewodnictwo" Polski w Unii Europejskiej (lipiec-grudzień 2011) będzie kosztowało Polskę co najmniej 150 milionów euro. Polacy są ślepi jak krety. Dają sobą manipulować, zwoływani na doroczne "Parady Schumana" anonsami w rodzaju: Jedna Parada, jedna Europa, jedno takie wydarzenie w roku ? musisz tu być! Albo: Dołącz do wielokulturowego korowodu, poczuj europejską atmosferę bliskości, jedności i siły! Doprawdy, czy nie prościej byłoby: "Jeden naród, jedna partia, jeden wódz"? Kiedyś obdarowywano nas pochodami pierwszomajowymi, dziś mamy pikniki "parady Schumana". Ongiś piwo i kiełbaska, teraz balonik, lizak i koncert. Taktyka identyczna, a wykonanie równie subtelne. No, może nadęcie daje się zaobserwować nieco większe. Swoją drogą, uczestnictwo tłumów w tym ideologicznym przedsięwzięciu, przypominającym rewię organizowaną przez idiotów dla idiotów, dowodzi, że współczesna nauka prawidłowo zdefiniowała introjekcję. To subtelny mechanizm psychologiczny, polegający na wchłonięciu oraz zaakceptowaniu jako własne, wartości, norm i standardów narzucanych z zewnątrz. Tym sposobem umysł broni się przed wewnętrznym niepokojem, nie dopuszczając do wystąpienia rujnującego osobowość konfliktu sumienia.
Rosja gra gazem, Niemcy wracają na wschód
W polityce zagranicznej rządowi Donalda Tuska wiedzie się dużo gorzej niż na niwie wewnętrznej i jest to działalność z punktu widzenia interesu Polski znacznie szkodliwsza. Po trosze trudno się tym negatywnym efektom dziwić: w Ministerstwie Spraw Zagranicznych dopiero Anna Fotyga nakazała opróżnienie ścian z portretów sławiących dokonania sterników PRL-owskiej dyplomacji. Do dziś pracuje tam kilkuset absolwentów moskiewskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych. Co intrygujące, to właśnie oni stanowią połowę urzędniczej armii, tworząc serce tego ministerstwa.
Kto zdecydował, by rząd Platformy Obywatelskiej trwał przy "fachowcach" zdobywających dyplomatyczne szlify w czasach uzależnienia od Moskwy? Jakim sposobem Polska może realizować narodowy interes, troszcząc się o polską rację stanu, w oparciu o ludzi uwikłanych mentalnie ? i prawdopodobnie nie tylko mentalnie, lecz także agenturalnie ? w PRL? Rosja, rosnąca w siłę po kilkunastu latach "smuty", gra zwyżkującymi niebotycznie cenami gazu i ropy, jednocześnie starając się przejąć kontrolę nad infrastrukturą przesyłową. Polska odkłada dywersyfikację w myśl powiedzenia, że jakoś to będzie. Otóż nie będzie, a "unijna solidarność energetyczna" to mit, spoza którego przyszłości nie widać. Gdy przyjdzie kryzys, zostaniemy z niczym. Ciekawe skąd polski rząd czerpie pewność, że Moskwa ograniczy się do cen? Pomijając fakt ignorowania imperialnych ambicji Rosji, omawiając politykę zagraniczną obecnego rządu trzeba koniecznie zwrócić uwagę na zatrważającą indolencję Donalda Tuska w obliczu paneuropejskich aspiracji Niemiec. Jeśli starannie prześledzić decyzje podejmowane w zakresie unijnej integracji, należałoby wysnuć następujący wniosek: gdyby nie inicjatywy prezydenta Kaczyńskiego, głos Polski już dzisiaj byłby głosem Unii Europejskiej. A precyzyjniej: głosem Niemiec. Jaki to głos, można wnioskować po wypowiedziach Eriki Steinbach (nie tylko szefowej Związku Wypędzonych, ale i posłanki do Bundestagu): Nasz związek nigdy nie zrzeknie się prawa do własności i odszkodowań, a rząd Polski dla wyrównania krzywd może oddać wypędzonym jakieś tereny państwowe. Nierozstrzygnięte pozostają skargi Powiernictwa Pruskiego złożone do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, podające w wątpliwość powojenne rozstrzygnięcia aliantów. Niemcy domagają się uznania praw wysiedlonych do opuszczonych domów, majątków, ziemi i fabryk bezprawnie zajmowanych przez Polaków, a następnie ich zwrotu. To wydaje się nieprawdopodobne, lecz mocą rozstrzygnięć polskich sądów, nieruchomości znajdujące się na terenach, które stały się częścią naszego kraju po Konferencji Poczdamskiej, już przechodzą w ręce właścicieli szczycących się niemieckim obywatelstwem.