Słusznie, albowiem upływ czasu nie powinien oznaczać przebaczenia, humanitaryzm zaś nie polega na darowaniu niegodziwości. Tymczasem Polska nie ma dość mocy sprawczej, by upomnieć się o współcześnie żyjących, niegdysiejszych katów Polaków. O dziwo, Polska nawet potomków zbrodniarzy nierozliczonych za swe zbrodnie traktuje z niezrozumiałą atencją. Mało tego: Polacy, przed laty deportowani przez sowiecki reżim na Wschód, chcąc dzisiaj udowodnić swą polskość, muszą przejść długotrwałą i w sumie upokarzającą procedurę, a jednocześnie, niejako z drugiej strony Bugu, prezydent Rzeczypospolitej niemal od ręki nadaje obywatelstwo Brazylijczykowi, udatnie kopiącemu w należycie nadmuchany kawałek sztucznego tworzywa. Pytam więc: jakie skutki dla tożsamości współczesnych Polaków niosą podane wyżej fakty? Czy takie państwo to nie jest przypadkiem jakieś jedno wielkie oszustwo? Jerzy Odrowąż Pieniążek, komentując postawy Polaków w roku odzyskania niepodległości, zapisał: Na młodym organizmie państwowym od samego jego początku zagnieżdżał się typ ludzi bez czci i wiary, którzy tylko we własnym lub swej kliki interesie, pseudointeresie, pracowali, a właściwie rabowali, co się dało. I źle było z tym, kto się ośmielił naruszyć ów porządek, starał się o naprawę, gdyż w jednej chwili zgraja szakali rzucała się na niego. Słowa mądre i znakomicie oddające nie tylko klimat roku 1918, ale i ducha obecnych czasów.
TW "Doradca"
Wielu Polaków, o czym wynik wyborczy świadczy najlepiej, oczekiwało od Platformy szybkiego wprowadzenia liberalnych rozwiązań gospodarczych. Cóż. Jeżeli rząd Donalda Tuska ma jakieś zalety, to na pewno nie jest to profesjonalizm. Co najlepiej widać po teatrze czynionym w bodaj najbardziej doskwierającej dziś Polakom dziedzinie życia, to jest w ochronie zdrowia. Oto po sześciu miesiącach rządów, ugrupowanie, w kampanii wyborczej ochoczo deklarujące, że ma gotowe recepty na każdą z polskich bolączek, znienacka oświadcza, że jedynym lekarstwem na zapaść służby zdrowia ma być... jej prywatyzacja. Której, jak wyborców zapewniano, miało nie być. W styczniu zainscenizowano spektakl dla gawiedzi pt. "Biały szczyt".
Wszelako nie był żaden "biały" szczyt, lecz szczyt obłudy. W założeniu miał pokazać Polakom, jak bardzo rząd troszczy się o los ludzi chorych oraz o tych, którzy o chorych mają troszczyć się na co dzień. Pytany o ustawy reformujące służbę zdrowia, Donald Tusk oznajmił wtedy, że są gotowe i lada dzień wszyscy będą mogli się z tymi projektami zapoznać. Kłamał. Notabene, samą inicjatywę w moich oczach do cna zdyskredytowała obecność byłego tajnego współpracownika SB, Michała Boniego w roli doradcy premiera. Wszak człowiek ten nie tylko znieważa sam urząd, ale swoją obecnością w Kancelarii Premiera Rzeczypospolitej znieważa także Polskę. Zaiste, z szumnych zapowiedzi wyborczych PO nawet wióry nie zostały. Nie będzie nowelizacji ordynacji wyborczej i okręgów jednomandatowych. Ani podatku liniowego. Ani bonu oświatowego. Za to kwitnie korupcja, szerzy się nepotyzm, korporacjonizm również ma się coraz lepiej. Tuż po wyborach Bogdan Zdrojewski obiecywał determinację w walce z tym zjawiskiem: Otworzymy korporacje prawnicze, bo każdy w Polsce, kto zechce ze swojej profesji czynić hermetyczne środowisko musi się liczyć z naszym zdecydowanym sprzeciwem. Dziś widać wyraźnie, że i ten polityk PO kłamał.
Realny za czasów PiS wzrost gospodarczy przekształca się w werbalne zapowiedzi wzrostu. Zapomniano też o obietnicach radykalnych podwyżek płac w sferze budżetowej oraz emerytur i rent. Jeszcze niedawno lustracja oraz otwarcie archiwów służb specjalnych PRL były jednym z priorytetów partii Donalda Tuska. Nie dalej jak przed tygodniem, Zbigniew Chlebowski, przewodniczący klubu parlamentarnego PO poinformował, że jego partia jednak nie zamierza angażować się w lustrację, ponieważ: Jest wiele ważniejszych rzeczy, którymi powinien zajmować się Sejm.