Sumienności wymagała także od swoich pracowników. Szkoda tylko, że właściciele firmy zapomnieli o jakichkolwiek zasadach przyzwoitości wobec zatrudnionych ludzi. Nienaganna dotychczas opinia PG Security została zszargana na dobre. Od początku maja większość pracowników nie otrzymała pensji. Właściciele są nieuchwytni. Nie odbierają telefonów, a na pukanie do drzwi biura odpowiada głucha cisza.
- Firma zalega mi prawie 2000 euro - mówi pan Jurek, zatrudniony w firmie od kwietnia br. - A wszystko się tak dobrze zapowiadało. Najpierw trafiłem do PG Security na kurs ochrony, a po nim otrzymałem propozycję pracy. Nikt by nie przypuszczał, że sytuacja tak drastycznie się zmieni. - Nigdy nie było takich problemów, a pracuję tu prawie dwa lata - dodaje drugi z pracowników. - Ich problemy zaczęły się na początku roku, ale wtedy jeszcze nam płacili. Teraz nie możemy się doczekać na wypłatę, a żyć przecież trzeba - uzupełnia.
Jak łza
- Zanim zostałem przyjęty do pracy, wymagało się ode mnie ukończonego kursu oraz całej masy dokumentów, w tym referencji od poprzednich pracodawców i zaświadczeń z policji. Jest to jak najbardziej zrozumiałe - kontynuuje pan Jurek. - Zresztą w czasie kursu właścicielka firmy wielokrotnie podkreślała, że najważniejsza jest solidność, punktualność i uczciwość. Informowała nas o obowiązkach i prawach. Przedstawiono nam także stawki obowiązujące w ochronie i zasady płatności.
Układ był jasny. Niestety zasady zostały złamane i to, jak się okazało, przez pracodawcę - mówi. Poza tym sytuacja pracowników jest o tyle ciekawa, że nie zostali oficjalnie zwolnieni, a pracy również nie mają. Pan Jurek nie był w pracy od 15 czerwca, a Zbyszek od mniej więcej dwóch tygodni. - Nas tak naprawdę nie obchodzi,, dlaczego nam nie płacą. Najważniejsze jest, abyśmy mogli odzyskać wypłaty, musimy też wiedzieć, na czym stoimy - wtrąca pan Zbyszek.
5 lipiec 2008
- Najbardziej denerwuje mnie to, że właściciele nagle zniknęli. Wiele rzeczy można zrozumieć, ale nie chowanie głowy w piasek. Chcemy otrzymać od nich jakieś zapewnienie, co do terminu wypłaty, czy ewentualnego spotkania. A tu nic - złości się pracownik firmy. Ludziom brakło wreszcie cierpliwości i o pomoc poprosili SIPTU. - Byliśmy tam kilka razy i wspólnym wysiłkiem doprowadziliśmy do kontroli w firmie, a także do spotkania, na którym właścicielka zobowiązała się wypłacić nam zaległe pensje do 5 lipca - wspomina pan Jurek. Nadzieja, tak szybko, jak się pojawiła, tak szybko została rozwiana. 5 lipca zamiast oczekiwanych pieniędzy, pracownicy dostali zaliczki w kwocie od 350 - 400 euro i kolejny termin rzekomej wypłaty.
Czek bez pokrycia Pracownicy są solidarni i wzajemnie się wspierają.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.