Całkiem niedawno w prasie można było przeczytać o wypadkach londyńskich autobusów. Jeden z kierowców linii 188, przejeżdżając przez Bridge Road w centralnym Londynie, podjechał za blisko krawężnika w miejscu, gdzie rosną drzewa z nisko osadzonymi konarami. Taki właśnie konar zerwał cały dach autobusu. Jedna osoba zginęła, kilka zostało rannych; kierowca zemdlał, kiedy zorientował się, co się stało. Drugi głośny przypadek, to ten, kiedy autobusy zostały skierowane na trasę objazdową w Camden, która prowadziła pod niskim półokrągłym mostem. Większość autobusów przejeżdżała tam bez problemów, ale jeden z nich zamiast pojechać środkiem, gdzie most jest najwyższy, pojechał nieco z boku drogi i most ściął górę autobusu. Na szczęście nie było ani ofiar, ani rannych.
Czerwony autobus, biało-czerwony kierowca
W Londynie funkcjonuje kilka firm autobusowych, obsługujących różne linie, każda z nich zatrudnia Polaków. Typowe szkolenie dla kandydata na kierowcę w Londynie trwa ok. 5–6 tygodni i nie wymagane jest od niego prawo jazdy na autobus, można je zrobić podczas kursu. Monika Siemieńczuk opisuje swój trening jako przykładowy dla kierowców firmy Arriva.
– Trzeba przejść pierwsze interview z matematyki, bardzo prosta, np. dostajesz 10 funtów za dwa bilety dla dorosłych i 2 dla dzieci, podlicz, ile masz wydać reszty – mówi i szybko dodaje: – Chociaż widziałam, że kiedy ja skończyłam, niektórzy na sali byli jeszcze w połowie drogi ze swoimi odpowiedziami. Drugie interview: jazda vanem po mieście. Kiedy je przeszłam, zaczęłam kurs na prawo jazdy na autobusy.
Tomek Adamczyk z firmy Metroline na początku był kierowcą rezerwowym.
– Przez pierwsze trzy miesiące pracujesz na tzw. ‘stand by’, czyli przychodzisz do pracy, ale nie wiesz, którą linią będziesz jeździł, w zależności od tego, który kierowca nie przyszedł do pracy z jakiegoś powodu. Musisz też opanować 6 linii. Każdy kierowca ze stażem, ma już swoją ustaloną linię, którą jeździ, można ją zmienić, ale trzeba poprosić o przeniesienie na piśmie i jeśli jest gdzieś wolne miejsce, to zostanie się przeniesionym.
Polacy zgodnie wymieniają wysokość wynagrodzenia będącą wielkim plusem tej pracy, waha się ono w zależności od firmy i stażu od 25,000 do 30,000 funtów rocznie. Można również dorabiać nadgodzinami. Podkreślają też, że nie jest to ciężka praca fizyczna, ale ciężki wysiłek umysłowy. Za największe wyzwanie polscy kierowcy zgodnie uważają konieczność myślenia za wszystkich naokoło. Czy pieszy za chwilę nie wejdzie na jezdnię bez patrzenia, czy samochód nie zdecyduje się wśliznąć przed autobus albo rower wyprzedzić z lewej strony.
– Linia, którą jeżdżę jest bardzo „busy”, duży ruch, dużo pieszych i rowerów – mówi Tomek, kierowca linii 7 pomiędzy East Acton i Russell Square, przejeżdżający między innymi przez Oxford Street. – Trzeba mieć oczy dookoła głowy i myśleć za innych, nie tylko za siebie. Np. czy pieszy, który idzie po chodniku i rozmawia przez telefon, za chwilę nie będzie chciał przejść przez jezdnię, a ja jadę blisko krawężnika. – Czuję się dobrym kierowcą, odpowiedzialnym i ostrożnym, ale potrzeba też dużo szczęścia, bo można jechać wolno, ale ktoś inny może zawinić. W każdej sekundzie i minucie trzeba myśleć, nie można sobie pozwolić nawet na chwilę relaksu – analizuje. – To jest praca umysłowa – trzeba myśleć za rowerzystów, za rikszarzy i za ludzi. Riksze to już w ogóle jest historia niesamowita, zdarza się, że jedzie jedna z dwiema osobami po Oxford Street, a za nim 15 autobusów w korku (śmiech).
Jeżdżąc po londyńskich drogach trzeba też wykazać się niezwykłą precyzją.
– Ja mam na przykład opanowane, że z prędkością 30 mil na godzinę mogę przejechać 3 centymetry pomiędzy samochodami stojącymi na ulicy. Tak się jednak nie jeździ, ale doświadczony kierowca wie dokładnie, jak o nic nie zahaczyć – mówi Tomek Adamczyk.
To samo podkreśla Monika Siemieńczuk, która niedawno wygrała konkurs na najlepszego kierowcę firmy Arriva w Londynie. Opowiada o wyzwaniach, jakim musiała sprostać, aby otrzymać pierwszą nagrodę:
– Zgłaszasz się do konkursu i sprawdzana jest twoja jazda autobusem w pracy, ale ty o tym nie wiesz, kiedy ktoś będzie analizował jazdę. Po takim sprawdzeniu zapada decyzja, czy możesz wziąć udział w konkursie. Polega on na tym, że trzeba wykonać manewry na placu, jechać pomiędzy pachołkami, parkować tyłem, jechać przez hampy, potem na mieście – zatrzymywać się na przystanku w odpowiednich odległościach. Co więcej, testuje się np. parkowanie tyłem, trzeba zaparkować 6 inchy od barierki, której nie widać, można tylko patrzeć w lusterka – mówi Monika. – Każdemu się wydaje, że autobus jest taki wielki i zastanawia się pewnie, jak drobna kobieta może nad nim zapanować. Chciałabym pokazać dziewczynom z Polski, że coś takiego można robić i to wcale nie jest to takie trudne.
Podobnego zdania jest Eliza Nowak, kontroler serwisu autobusowego, która wcześniej pracowała 2,5 roku jako kierowca. O pracy kierowcy mówi: –To najlepsza i najprostsza praca, ale z czasem też może się znudzić.
Dlatego postarała się o awans na kontrolera i marzy o stanowisku menedżerskim za kilka lat. Monika Siemieńczuk, z racji zostania najlepszym kierowcą Arrivy w Londynie, wybiera się na ogólnokrajowy konkurs dla kierowców. Grzegorz Hajduk myśli o studiach logistycznych, a Tomek Adamczyk planuje powrót do Polski za rok. Na razie jednak wszyscy stawiają czoła problemom na drodze i różnym ludzkim zachowaniom.
– Polacy różnie reagują. Ci, którzy mnie znają, wchodzą do autobusu i mówią „cześć”. Kiedyś zdarzyło mi się, że dwóch Polaków skomentowało: „popatrz jaka d... jedzie!” – przyznaje Monika. – W pierwszym roku jazdy zatrzymałam się na przystanku i zobaczyłam dwóch Polaków, którzy nie poznali, że jestem Polką. I jeden do drugiego komentuje: „Ty, dziewczyna za kierownicą, ja p... ja na własne ryzyko nie wsiadam”. Odwróciłam się w drugą stronę i zaczęłam śmiać...
Michalina Buenk, Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.