Z powodu zamieszania zamknięto sześć stacji. Imprezowicze zaatakowali czterech motorniczych, trzech innych pracowników i dwóch policjantów. Aresztowano 17 osób. Zniszczeniu uległo kilka pociągów, które wycofano z ruchu, co spowodowało opóźnienia. Zdemolowano także jeden samochód policyjny.
Zakaz, z zarządzenia burmistrza Borisa Johnsona, wszedł w życie 1 czerwca, czyli o północy w sobotnią noc. Dotyczy picia alkoholu i posiadania otwartych butelek w środkach transportu. Chodziło o poprawę bezpieczeństwa i komfortu.
Imprezowicze zbierali się na stacjach. Zabawa nazwana „Ostatnią Kolejką”, toczyła się głównie na linii Circle i była wcześniej nagłośniona w sieci, głównie w społecznościowym serwisie Facebook.
Jedną z zamkniętych na parę godzin przez policję stacji była Liverpool Street, ze względu na przeludnienie. Pozostałe to Euston, Euston Square, Aldgate, Gloucester Road i Baker Street.
– To, co miało być wesołym wydarzeniem, skończyło nie niefortunnie – mówi policja.
Zaczęło się wesoło, ale uczestnicy, jak się okazało byli różni. BBC cytowała Matta Wynna, bankiera, który przyniósł butelkę szampana, by pokazać, że można pić odpowiedzialnie i nie robić problemów. Pojawiła się też jednak wypowiedź Petera Moora, marynarza z Brighton, który twierdził, że wypija puszkę piwa w 10 sekund. – Trochę tu duszno, ale będę jeździł tak w kółko, aż nie zwymiotuję.
Kiedy zabawa się rozkręcała, imprezowicze zaczęli się szamotać i wymiotować, zdzierając w wagonach mapy i reklamy, rozlewając alkohol, zostawiając bałagan.
Wydarzenie skomentował w prasie Jeroen Weimar z Transport for London odpowiedzialny za bezpieczeństwo. Mówiąc, że nowe zakazy są słuszne i rozsądne. – Zachęcamy ludzi, by mieli więcej szacunku dla innych, żeby byli bardziej rozważni. A tu jasno widać, że picie alkoholu może wytworzyć kulturę, w której ludzie czują, że to jest w porządku upijać się w czasie jazdy.
Na całą sytuację zareagowały też związki zawodowe. Bob Crow, sekretarz generalny Rail, Maritime and Transport Union (RMT) powiedział, że Boris Johnson powinien osobiście przeprosić wszystkich napastowanych i obrażanych. To wszystko wydarzyło się przez nie do końca przygotowany zabieg, który jest tylko po publikę, bez zastanowienia i pytania ludzi o zdanie. Związki są za redukowaniem antyspołecznego zachowania, ale ten zakaz został wprowadzony w zbyt dużym pośpiechu.
Wywiązała się polemika. Władze miejskie twierdzą, że to śmieszne argumenty, a zakaz wcale nie zagraża pracownikom metra. Poza tym, według szacunków Transport for London, około 80 proc. mieszkańców miasta popiera zarządzenie.