Rząd wie o nas wszystko – jak poruszamy się po mieście, w co się ubieramy, co jemy, jakie kończyliśmy szkoły, z kim się spotykamy i jakie błędy ortograficzne robimy najczęściej.
Koszmar George`a Orwella, który pisał o wszechwiedzącym Wielkim Bracie spełnił się bezlitośnie. Wielka Brytania ma 4.2 miliona śledzących nas kamer przemysłowych, co daje jedną na 14 ludzi. Jest to 20 proc. wszystkich takich urządzeń na świecie. Szacuje się, że każdy człowiek trafia w oko kamery 300 razy dziennie.
Orwell, który przestrzegał przed takim biegiem wydarzeń w powieści „Rok 1984”, powstałej pod koniec lat 40., mieszkał i tworzył w kamienicy przy Canonbury Square na Islington, na północy Londynu. Dziś w tym miejscu, w promieniu 200 metrów, znajdują się 32 kamery uliczne, które skanują każdy ruch. Nie sposób powiedzieć, ile jest ich w okolicznych domach, sklepach i biurach.
Podobne urządzenia montowane są w metrze, autobusach, taksówkach oraz w większości budynków. Nie mówiąc o kamerach drogowych, które potrafią odczytać numer rejestracyjny, by sprawdzić, czy właściciel uiścił opłatę za przejazd, albo czy samochód nie został skradziony.
W ośrodkach badawczych trwają prace nad kamerami rozpoznającymi twarze, a także podejrzane ruchy czy sylwetki. Mają wychwytywać ludzi, którzy nie przystają do tłumu, zachowują się dziwnie, jak np. złodzieje samochodowi. Planuje się także użycie mikrofonów, które rejestrowałyby podniesiony głos, gdy ktoś prowokuje awanturę.
Kamery na ulicach pojawiły się w Wielkiej Brytanii już w latach 70., w czasie zamachów IRA. Jednak na skalę masową zaczęto je stosować po atakach na metro z 7 lipca 2005. Wtedy właśnie okazało się, że niewiele wagonów metra miało kamery i podniosły się głosy, żeby zwiększyć tę liczbę.
Wydaje się jednak, że potężne inwestycje na ten cel, nie przyniosły pożądanego efektu. Sama policja przyznaje, że tylko 3 proc. sprawców kradzieży na londyńskich ulicach zostało wykrytych przy użyciu nagrań. Przestępcy dokładnie wiedzą, że nawet jeśli nagra ich kamera, policja nie będzie tego oglądać, bo to wiąże się z ogromną ilością pracy i czasu.
Wszyscy jesteśmy szpiegami
Mimo wszystko oficjalna polityka podglądania obywateli ośmiela coraz więcej osób, sprawiając, że sami stają się szpiegami. Uczy nas tego rząd i gazety. Na celowniku „Sunday Mirror” znalazł się ostatnio nowy burmistrz Boris Johnson. Śledzony przez kamerę, przejechał przez 6 czerwonych świateł, nie zatrzymał się przed przejściem dla pieszych i jeździł po chodniku. Śledzą się także zwykli rowerzyści – panuje moda na kamery montowane do kasków, filmowanie drogi do pracy i pokazywanie w internecie samochodów, które zajeżdżają drogę.