Jeśli wierzyć statystykom, to każdego dnia na Wyspach Brytyjskich rodzi się ponad 30 polskich dzieci. Małych Polaków łatwo jest tu spotkać na placach zabaw i w parkach. Część z nich urodziła się już tutaj, część przyjechała wraz z ostatnią falą emigracji.
Z dalekiego kraju
Maja ma 7 lat. Jej rodzice przyjechali do Anglii dwa lata temu. Niemal natychmiast zaczęła chodzić do szkoły i po roku mówiła już po angielsku jak rodowita Brytyjka. Teraz tłumaczy mamie, kiedy ta nie może czegoś zrozumieć. Dorosłych Anglików jej idealny londyński akcent wprawia w zdumienie - dorosłych Polaków przyprawia o zazdrość. Maja twierdzi, że kolegów i koleżanki znalazła szybko i że tylko jedna z jej koleżanek jest Polką, jednak nawet z nią rozmawia po angielsku. - No chyba, że chcemy, żeby nas nie rozumieli - dodaje. W Polsce była niedawno przez dwa tygodnie. Przyjaciółka mamy, która jest przedszkolanką, zabrała ją do siebie do pracy, żeby powiedziała dzieciom jak jest w Londynie.
Maja opowiadała, że to „duże miasto, w którym jest pełno sklepów.” - Niektóre dzieci uczyły się w przedszkolu angielskiego, ale nie rozumiały jak im coś mówiłam po angielsku, bo miałam „wielki akcent”. Maja dodaje, że tego akcentu nauczyła się „od swojej pierwszej szkoły”. - Mówiłam dzieciom „How are you?”, ale nie umiały powiedzieć, co to znaczy i tylko pani zgadła - dodaje. Tu w Anglii koledzy ze szkoły pytają ją czasem, jak jest w Polsce, a ona im mówi, że tam jest dużo więcej lasów niż tutaj. Większość z nich uważa jednak, że w Polsce na pewno nie jest fajnie. Maja jest innego zdania. W Anglii podoba jej się „tak sobie”, bo - jak twierdzi - jest tu za mało jej rodziny. - W Polsce jest fajniej, bo tam mam babcię i dziadka - przekonuje. Zapowiada, że jak dorośnie, to wróci do Polski. - To przecież mój kraj, w którym się urodziłam - dodaje z rozbrajającym przekonaniem. Maja twierdzi, że kiedy dorośnie będzie artystką - być może malarką. Sama nie jest jeszcze pewna, kim zostanie.
Grupa wysokiego ryzyka
Drugie pokolenie emigrantów to bardzo często ludzie, którzy sporo osiągają. Są dwujęzyczni i dwukulturowi, a po świecie poruszają się z większą swobodą. Na dziecko emigrantów czyha jednak wiele niebezpieczeństw, szczególnie w okresie dojrzewania. Jednym z nich jest zjawisko zwane przez psychologów „broken home” („złamany dom”). Im starsze, im bardziej świadome jest dziecko w momencie emigracji, tym prawdopodobieństwo jego zaistnienia jest większe. Opuszczenie kraju dla dorosłego człowieka jest wstrząsem, a co dopiero dla dziecka. Mały człowiek wyrwany ze swojego naturalnego środowiska ma prawo czuć się zagubiony. Niepokój powiększają też osłabione więzi z pozostałymi w kraju dziadkami, babciami, wujkami i ciociami. Ponadto rodzice, dla których okres emigracji też jest niezwykle trudny, walcząc o byt, pracują często nawet w weekendy.