Bez znieczulenia
Na półce stoją fachowe książki, nie brakuje specjalistycznych czasopism. Sposoby żywienia, rodzaje treningu, idealne sylwetki kulturystycznych mistrzów. To teoria; w praktyce każdy indywidualnie musi znaleźć własną drogę i sposób na sukces. A w tym sporcie szansa na jego osiągnięcie w dużej mierze zależy od uwarunkowań genetycznych.
– Jedno jest pewno – jeśli nie będziesz przestrzegał założeń szkoleniowych, folgował na treningach albo podjadał po kryjomu, to wszystko i tak wyjdzie podczas zawodów. Każdy dzień – godzina po godzinie – musi być opracowany, a plan przygotowań realizowany z żelazną konsekwencją – opowiada Pakuła, dodając, że w jego przypadku droga na krajowy szczyt zaczęła się na dobre od czasu, kiedy rozpoczął współpracę z ludźmi liczącymi się w branży. Znane nazwiska, fachowa wiedza. Na bieżąco jest w kontakcie z ekspertami od odżywiania i suplementacji, współpracuje z mistrzem Europy juniorów Maciejem Ropiakiem, a przede wszystkim słynnym fachmanem Piotrem Głuchowskim – zawodnikiem, trenerem, wychowawcą wielu mistrzów. Wszyscy oni mieszkają w Polsce, Karol w Anglii, ale nie ma z tym większego problemu. Maile, telefony... A jak trzeba to również wyjazdy na konsultacje do kraju – bywają okresy, że nawet co tydzień...
Muskularni herosi
Karol pociąga łyk napoju energetycznego. Nie lubi jak napakowanych sterydami, łysych osiłków, kojarzy się z kulturystami. To nie ta półka, nie ta szkoła. Chociaż w świadomości społecznej funkcjonuje często właśnie taki stereotyp.
– Nie wystarczy nabrać masy i szpanować. Zawsze powtarzam, że kulturystą jest się cały czas, a nie tylko na siłowni czy na scenie. To również sposób zachowania, odpowiednie podejście do tego, co się robi – mówi Pakuła, wspominając swoje początki na siłowni. Miał wówczas 16 lat i warzył... 50 kg. Wszyscy wkoło wydawali się tacy wielcy. Wyobraźnię pobudzały filmy z Arnoldem Schwarzeneggerem i Sylvestrem Stallone; wielkie bicepsy, potężne torsy. I dziewczyny zapatrzone w muskularnych herosów.
Tenis, siłownia, karate, studia. Potem Londyn. Inna kultura, nowe wyzwania. I ciekawe miejsca – tak w stolicy, jak i poza nią. Muzea, stylowe uliczki, słynne historyczne miejsca... Dobrze pochodzić, pozwiedzać. Jednak przede wszystkim liczy się trening. Amatorstwo powoli zmieniło się w profesjonalizm, zarobione pieniądze trzeba było przeznaczać na odpowiednie jedzenie, odżywki.
I w końcu pierwszy start w tzw. debiutach kulturystycznych. 2006 rok, 27 lat, Ostrów Mazowiecka. O miejscu na podium (był drugi w kat. 80 kg) wcześniej nawet nie myślał. To było spełnienie marzeń, dawało kopa do dalszej ciężkiej pracy. Rok później poszedł za ciosem, w mistrzostwach Polski zdobywając srebrny medal. To już było coś, dawało przepustkę do wypłynięcia na szerokie wody. Na tej fali po powrocie do Anglii zaczął startować w tutejszych imprezach. Skutecznie. Z dobrej strony pokazał się podczas londyńskich eliminacji do mistrzostw Europy WABBA (drugie miejsce), z kolei eliminacje do championatu Wielkiej Brytanii IFBB zakończyły się jego triumfem. To stawiało Polaka w gronie faworytów mistrzostw, które odbyły się kilka miesięcy później...
Bicepsy dziadka
To specyficzny sport. Sędziowie oceniają wiele elementów. Mięsień ma być twardy, wyrazisty, wyrzeźbiony. Z jednoczesnym zarysowaniem wielu szczegółów. Ważny jest wygląd zawodnika – harmonijna sylwetka, odpowiednie proporcje, wydepilowanie, równomierne pokrycie bronzerem – maścią nadającą ciału brązowy kolor.
Każdy kulturysta ma swoje silne i słabsze punkty. – Moją mocną stroną jest dobry układ szkieletowo-kostny oraz symetryczna budowa. Słabych punktów praktycznie nie mam, chociaż... – Karol zastanawia się chwilę. – Muszę jeszcze popracować nad klatką piersiową, która nie jest wystarczająco wypukła oraz nad mięśniem dwugłowym uda. Ale przede wszystkim zdobywać doświadczenie, żeby nie dochodziło do takich sytuacji jak podczas ubiegłorocznych mistrzostw Wielkiej Brytanii.
To fakt – tamten występ idącego dotąd jak burza Polaka zakończył się totalną klapą. Miał trzy kilogramy niedowagi, prezentował się słabo i w efekcie wylądował poza pierwszą piątką imprezy. I to bynajmniej nie dlatego, że rywale, z którymi wcześniej wygrywał, pokazali coś szczególnego.
– Byłem w świetnej formie, tyle że o tydzień wcześniej. Cóż, zdarza się... Teraz przeszedłem do wyższej kategorii wagowej (90 kg) i przygotowuję się do przyszłorocznych mistrzostw Europy. Masa rośnie, cały czas się rozwijam. Za rok będę gotowy do walki z najlepszymi... – wierzy sportowiec i dodaje, że podczas londyńskiego championatu najbardziej utkwił mu w pamięci startujący w zawodach 70-letni dziadek. Sympatyczny jegomość, ze świetną sylwetką, wzbudził aplauz publiczności. Niejeden 20-latek stojąc przy nim mógłby nabawić się kompleksów...
Piotr Gulbicki, Dziennik Polski
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.