Może się to stać za sprawą różnego rodzaju amatorów, którzy oferują swe usługi przy remontach czy na budowach, nie mając stosownych umiejętności i uprawnień. Psują opinię prawdziwym fachowcom, a „The Times”, przychylny dotąd Polakom, doradza, by przed ich zatrudnieniem sprawdzić jak wykonali pracę u poprzednich zleceniodawców.
Andrzej Obidniak, właściciel firmy budowlanej w Londynie, przeczytał właśnie w „Timesie” dziesięć przykazań dla tych, którzy chcą sobie wybudować dom. Oprócz informacji w rodzaju „co”, „gdzie”, „kiedy”, „jak”, „dlaczego” jest jeszcze „z kim”. W „timesowskim” dekalogu jest przykazanie numer 6, czyli odpowiednik „Nie cudzołóż”, i właśnie ono dotyczy Polaków.
W owym punkcie znalazły się sugestie, by ekipę budowlaną z Polski, która oferuje swoje usługi poddać swego rodzaju egzaminowi. Polegałby on na tym, że zleceniodawca zanim skorzysta z jej usług, sprawdziłby ją u wcześniejszych inwestorów.
Pcha się różna hołota
Firma Andrzeja Obidniaka działa w Londynie osiem lat, choć on sam jest tu znacznie dłużej, bo pracował na czarno, a później był tzw. cichym wspólnikiem kolegi, który jest rezydentem. Wspomina początek lat 90., kiedy się tu pojawił.
- Pracowałem u zasiedziałych Polonusów. Płacili mniej niż Anglicy i mówili, że robimy źle, że przed wojną robotnicy byli solidniejsi, dokładniejsi. Dawali nam dwa funty na godzinę, w porywach cztery, i mówili, że to i tak dużo, bo wiedzą jakie w Polsce są zarobki. Ciężko się było przebić do jakichś poważniejszych prac właśnie przez tę opinię o „komunistycznej jakości pracy”, że Polak, to niby nie potrafi.
Kiedyś trafiłem na budowę do Anglika, bo zachorował mu jeden z pracowników. Zrobiłem pięknie wykończeniówkę, Anglikowi wyszły gały, bo myślał, że będą jakieś poprawki po mnie. Przyjął mnie do siebie na próbę i przekonał się, że tam, to nie był przypadek, a jak się okazało, że znam się na ciesielce i hydraulice, to zostałem przyjęty na stałe. Pościągałem mu jeszcze kilu Polaków, ale takich do których sam miałem zaufanie. A teraz pcha się różna hołota, która nie tylko nie wykona zlecenia dobrze, ale okradnie i zdemoluje dom czy mieszkanie.
Co umiecie? - Wszystko
Po okresie początkowej nieufności, przybysze zza „żelaznej kurtyny” coraz częściej przebijali się do świadomości Wyspiarzy jako dobrzy i kreatywni fachowcy, którzy - jeśli tylko dać im odpowiedni sprzęt i materiał - potrafią czynić cuda. Swoją solidnością, umiejętnościami i terminowością zachwycili angielskich właścicieli firm budowlanych i inwestorów, toteż po pewnym czasie żaden Polak nie miał problemu ze znalezieniem pracy w budownictwie, albowiem słowo Polak stało się niemal synonimem fachowca.
Trzeba jednak pamiętać, że oprócz zarejestrowanych budowlańców, co najmniej drugie tyle, a może jeszcze więcej, również oferuje swoje usługi na Wyspach i niekoniecznie każdy z nich to fachowiec.
- Dałem ogłoszenie i przyszło ich trzech. Co umiecie - pytam, opowiada Mieczysław Chrzanowski z Londynu - a oni mi na to, że wszystko. Od elektryki, po kładzenie podłóg. Jak ktoś mi kiedyś mówił, że umie wszystko, to już byłem pewien, że nic nie umie, ale jeszcze jak mieszkałem w Leicester, to pracował u mnie Polak, który naprawdę potrafił wszystko. Przyjąłem tych trzech. Najpierw chcieli zaliczkę, bo dopiero co przyjechali. Spali przez kilka dni w tym domu, pierwsze dwa dni pili, dopiero później wzięli się do roboty, ale co to była za robota, lepiej nie wspominać. Musiałem wezwać policję, żeby ich się pozbyć.