Liczba Polaków podejmujących studia w Wielkiej Brytanii w roku akademickim 2006/07 wzrosła o 56 procent - do 6770 osób. Nabierają światowej ogłady, ale i nasiąkają stylem życia „zgniłego zachodu”.Wydawałoby się, że świeżo upieczony student, Kamil z Warszawy, ma przed sobą wspaniałe perspektywy. Niespełna 19 lat, dobrze zdana międzynarodowa matura, miejsce na prestiżowym Uniwersytecie Londyńskim, a przy tym całkowite wsparcie duchowe i finansowe ze strony rodziców – czego chcieć więcej?
Uczelnia na kacu
Zanim przyjechał do Londynu, mieszkał z rodzicami na warszawskiej Pradze. Chodził do prywatnego liceum, dobrze się uczył i w ogóle nie imprezował. - W liceum, jak mieszkałem w Polsce z rodzicami, w zasadzie bardzo rzadko wychodziłem wieczorami. Szkoła i zajęcia dodatkowe pochłaniały mi strasznie dużo czasu, a poza tym moi rodzice raczej konserwatywnie podchodzili do całej koncepcji umawiania się ze znajomymi na mieście. Ja w sumie i tak nie miałem znajomych, którzy by balowali w weekendy, całe LO było dość sztywne – wspomina.Zdecydowana większość polskich studentów w UK to absolwenci dobrych, a więc „sztywnych liceów”. Dlatego wielu z nich przeżywa w Londynie kulturowy szok.- Po Freshers Week (wstępnym tygodniu zapoznawczym – przyp. red.) już wiedziałem, że piją wszyscy. Trzeba pić, żeby nie odstawać. W Polsce w sumie nigdy nie piłem zbyt dużo, bo nie było okazji, ale tu to co innego... – wyznaje Kamil.„Student nie wielbłąd, pić musi” – głosi polskie porzekadło. Ale po nocy pełnej uciech zwykle ciężko choruje i ma dość na jakiś czas. Nie w Londynie…
Turbodoładowanie
Tutaj młody człowiek szybko przekonuje się, że imprezować można cały tydzień non stop. To tutaj rodzą się i kwitną nowe brzmienia, scena klubowa nigdy nie zasypia, kiedy kończy się jedna impreza, następna się zaczyna. Normalnie alkoholowemu maratonowi organizm szybko mówi stop. Ale w Londynie nie jest normalnie:
- Pierwszy raz zetknąłem się z kokainą tutaj - wyznaje Kamil. - Na początku byłem strasznie zbulwersowany, kiedy mnie ktoś poczęstował na imprezie, nigdy wcześniej nie brałem narkotyków. Przez lata nasłuchałem się, ile złego mogą wyrządzić w życiu, jak trudno się wyrwać z nałogu... – wspomina. Ale w końcu spróbował. I dziś wcale nie uważa się za narkomana, chociaż kokainę zażywa raz czy dwa w tygodniu.- Nie uważam tego za jakiś specjalny wybryk. Tutaj wszyscy biorą! - śmieje się. - W każdym klubie można kupić dragi i pewnie gdyby zbadać krew wszystkim w mieście na weekendowych imprezach, zdecydowana większość miałaby w organizmie narkotyki- podejrzewa.
Seksualne rozpasanie
Panująca dookoła swoboda obyczajów szybko skłoniła go do seksualnych eksperymentów: - Po przyjeździe tutaj poznałem kilka fajnych lasek i można powiedzieć zasmakowałem kilku obowiązkowych w życiu każdego studenta „one night stands” (jednonocnych przygód seksualnych z przygodną osobą - przyp. red.). Kiedyś na imprezie trochę wypiłem, wciągnąłem kilka kresek i zacząłem całować się z jakimś kolesiem, po czym rano obudziłem się w jego łóżku – śmieje się. Aktualnie Kamil od czterech miesięcy spotyka się z mężczyznami. Nie twierdzi, że jest gejem. Na razie eksperymentuje. W każdym klubie można kupić dragi i gdyby zbadać krew wszystkim w mieście na weekendowych imprezach, zdecydowana większość miałaby w organizmie narkotyki.
Natalia Gohl, Laif