Przed wejściem na plac budowy w pobliżu Ogniska Polskiego przy Princes Gate w Londynie jest tablica informacyjna w trzech językach, w tym polskim. „Odzież ochronna jest wymagana po przekroczeniu tego punktu” – nie do końca napisana gramatycznie jedna z informacji zdziwiła pewnego jegomościa, który mieszka w Anglii ponad 60 lat i nie zwykł się wszystkiemu dziwić, jak jakiś nowo przybyły. – Interesujące, zatrudniają tu ludzi, którzy widać nie wiedzą, iż na budowie należy pracować w ochronnej odzieży, a do tego nie znają języka angielskiego – kręci głową starszy pan.
Jego obiekcje były całkowicie uzasadnione. Jeśli fachowiec nie wie jak należy być ubranym w miejscu pracy, to można mieć wątpliwości co do jego fachowości w ogóle. Gdy do tego nie zna języka, wciąż przeważającego jeszcze w Wielkiej Brytanii, problemy ze zrozumieniem otrzymywanych poleceń wydają się wielce prawdopodobne. Chyba, że brygadzistą jest Rosjanin. Napisy po rosyjsku też tam są.
Wiadomym jest jednak, że świat zachodni lubuje się w pisaniu ostrzeżeń i informacji wszędzie i na wszystkim. Niezupełnie bez sensu.
Kilka dni temu agencje doniosły, że jakiś Amerykanin włożył swoją maleńką córkę do mikrofalówki, którą na 20 sekund włączył. Dziecko z poważnymi porażeniami walczy o życie.
Nie jest wykluczone, że adwokaci będą bronić tego kretyna twierdząc, że w instrukcji obsługi mikrofalówki nic nie było napisane, żeby nie „podgrzewać” w nich dzieci. Możliwe, że wystąpią nawet wobec producenta z pozwem o wielomilionowe odszkodowanie dla niedoinformowanego użytkownika.
„Takie coś może się zdarzyć tylko w Ameryce” – komentowali wiadomość internauci. Stereotyp, który każe widzieć ogół Amerykanów jako ludzi niezbyt rozgarniętych jest, jak każdy stereotyp, krzywdzący. Takie coś mogło zdarzyć się wszędzie, bo idiotów jest na świecie co nie miara i są chyba rozsiani procentowo równomiernie.
Rzeczywiście, to w instrukcjach amerykańskich pralek można znaleźć punkt, że nie służą one do prania zwierząt i dzieci, ale nie oznacza to, że tylko tam ktoś wyprał w wybielaczu czarnego kota, albo umorusanego na podwórku małego Johna. Tam, a także w innych krajach zachodnich takie rzeczy za sprawą mediów szybko zyskują rozgłos.
Do tego prawnicy szukają okazji do zarobienia zaskarżając producentów z byle powodu. W końcu, nikt nie musi wiedzieć, że nie należy skakać z Empire State Building z asekuracją parasolki. Szczególnie, gdy wcześniej czytali albo oglądali Mary Poppins.
W Wielkiej Brytanii przywykliśmy już, że kupując mleko widzimy na opakowaniu charakterystyczny ostrzegawczy trójkąt i napis„zawiera mleko”, a orzechy – „contains nuts”. Również producenci kiełbasy ostrzegają, iż zawiera mięso. Co poniekąd ma uzasadnienie, bo ktoś mógłby sobie pomyśleć, iż to kiełbasa sojowa. Podobnie z mlekiem.
Ostatnio polscy producenci piwa wprowadzają te „światowe standardy” i będą informować na puszkach i butelkach, że prowadzenie samochodu po alkoholu jest niebezpieczne. Coś podobnego, kto by pomyślał.
Jednak świat idzie w tym kierunku, czy tego chcemy, czy nie. Gdy pewnego razu jakiś psychopata zastrzeli kilka osób, a potem będzie się tłumaczył, że wydawało mu się, że to były kaczki, obowiązkowe stanie się noszenie w widocznym miejscu informacji: „jestem człowiekiem”. Najlepiej w kilku językach. A przy okazji – ta gazta zawiera papier i nie służy do jedzenia.
Robert Małolepszy, Dziennik Polski
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.