ŚWIATOWA ZGNILIZNA
Najbardziej niesamowite historie z „Planety Tabloidów”, śledziło swego czasu samo BBC, robiąc tygodniowy przegląd tego typu prasy. Czytaliśmy zatem o człowieku w Stanach, który pracował jako korektor, zmarł przy biurku, ale jego współpracownicy, a było ich 23, zauważyli to dopiero po pięciu dniach. Szef, o nazwisku Elliot Wachiaski powiedział tylko, że jego pracownik zawsze był bardzo cichy i spokojny, przychodził pierwszy i wychodził ostatni. Nikogo nie zdziwiło, że ciągle siedział w tej samej pozycji.
W Japonii natomiast człowiekowi utknęło w gardle ciasteczko ryżowe, prawie się udławił, ale uratowała go córka, które wetknęła mu w usta odkurzacz, który wyssał ciastko…
W Polsce silnym echem odbiła się historia o wielorybie w Wiśle. Podobno ktoś go widział, bo tytuł w „Fakcie” krzyczał „Olbrzymi wieloryb Lolek dopłynął do Warszawy!”. Mieszkańcy stolicy, uprzedzeni przez gazetę, przyszli nad Wisłę z transparentem i czekali ponad cztery godziny. W gazecie pokazało się ich zdjęcie na tle wieloryba.
Przez polską prasę tabloidową przewinęły się też historie o człowieku, który wpadł na latarnię i od tej pory widział wszystkie kobiety nago, a także o chłopie, który kupił byka, a ten okazał się gejem i nie można było na nim zarobić.
PIANA Z PYSKA
Prasa brukowa, choć wciąż ma wielki wpływ na otaczający ją świat, jest jednak w odwrocie. Podaje się, że nakład „The Sun” spadł na początku roku poniżej 3 milionów egzemplarzy, pierwszy raz od 1974 roku, i to pomimo obniżenia jego ceny do 20p. Czy zapowiada to koniec tego typu prasy? Czyżbyśmy zmądrzeli? Raczej nie. Czytelnicy po prostu przenoszą się do internetu, jak grzyby po deszczu wyrastają plotkarskie i epatujące sensacjami serwisy. Zmienia się tylko nośnik, potrzeba na materiały, o których Seweryn Blumsztajn z „Gazety Wyborczej” pisał, że podobno w wewnątrzredakcyjnym języku „Faktu” nazywa się „TzD”, czyli „Tematy z D... wyjęte”, pozostaje.
Jarosław Sępek, Cooltura