Burmistrz Londynu może bronić Polaków?
Tak, może stanąć po ich stronie i pokazać, jaka jest rzeczywistość, że społeczność polska w Londynie czyni o wiele więcej dobrego niż złego.
Dostrzegł to obecny burmistrz Londynu, Ken Livingstone, organizując minionego lata przyjęcie dla Polaków w City Hall i obiecując festiwal na Trafalgar Square.
Z festiwalem byłbym ostrożny, bo jeśli nie zostanie ta impreza zorganizowana z odpowiednim przygotowaniem, to jeszcze się okaże, że taki festiwal może nawet zaszkodzić, bo Brytyjczycy mogliby pomyśleć, że Polacy żyją w Londynie na specjalnych zasadach.
Szczególnie po serii artykułów, które można odczytać jako nagonkę na Polaków. Czytamy, że jest nas tu za dużo, że bierzemy zasiłki na dzieci w Polsce, podczas gdy dzieci w Anglii cierpią biedę, że nadużywamy świadczeń ze służby zdrowia itp. Czy Pan także myśli, że jesteśmy takim dużym problemem?
Absolutnie nie. Londyn jest dzisiaj lepszy dlatego, że mieszka w nim silna polska społeczność. Odnośnie nagonki to wystarczy przecież spojrzeć troszeczkę z innej perspektywy na sprawę Polaków. Ilu Polaków mieszka w Londynie?
Załóżmy, że 500 tysięcy.
I relatywnie jest to mała liczba w porównaniu do populacji Londynu. Nie wydaje mi się, że całe zło tkwi w Polakach. Trzeba być bardzo ostrożnym w ocenach, bo łatwo jest przesadzić i wówczas osoby, które boją się różnorodności rzeczywiście imigrantów obwinią za własne niepowodzenia.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że Polacy czują się niemile tutaj widziani, pakują walizki i masowo wracają.
Aby nie wracali, warto obalić negatywne, niesłuszne oceny na temat Polaków. Z homofobią trzeba walczyć, tak samo jak z absurdalnym przekonaniem, że Polacy zabierają pracę Brytyjczykom. Praca, którą wykonują Polacy, była dostępna w Londynie jeszcze przed „Waszym najazdem”. Tylko nikt nie był tą pracą wcześniej zainteresowany. Co bardziej boli, to to, że dopiero Polacy pokazali, jak bardzo londyńczycy są leniwi.
Ale przecież nie jesteśmy idealni. Nie cukrując, co razi Pana w Polakach?
Pewnie to samo, co i w Brytyjczykach. Wiem, że niektórzy Polacy lubią ciężko pracować, ale i mocno pić po pracy. Ale szczęśliwie, jak się domyślam, w przeciwieństwie do obecnego burmistrza Londynu, po pracy, a nie w pracy.
I niestety często jest tak, że przez tych pijących wszystkim Polakom się obrywa i jesteśmy uważani za naród, który lubi zaglądać do kieliszka.