W sprawę włączyła się policja. Doszło do pierwszych aresztowań. Kilku czarnoskórych uczniów wypuszczono za kaucją, trzech osadzono w areszcie.
W miniony piątek dyrekcja szkoły zorganizowała zebranie z rodzicami. Przyszło na nie kilkanaście osób, choć zainteresowanych było więcej. - Poinformowano nas o nim w ostatniej chwili. Dyrektorka zadzwoniła do mnie do domu o 22 wieczorem i prosiła, abym przekazała informacje dalej - żali się matka Sylwii.
Rodzice uważają, że szkoła nie jest w stanie zagwarantować dzieciom bezpieczeństwa.
- Chcieliśmy, aby na spotkaniu obecny był przedstawiciel councilu. Nikt nie przyszedł. Władze szkoły nie przedstawiły żadnych pomysłów na rozwiązanie problemu - denerwują się. I zrzucają winę na dyrektorkę szkoły. - Na zebraniu zapytała, jaki mamy pomysł, aby zaradzić sytuacji. To my mamy wymyślać rozwiązania? Ta kobieta powinna w portierni siedzieć, a nie szkołą rządzić - wścieka się Jolanta Wilczyńska, matka dwójki uczniów.
Polish White Power
Przyjrzeliśmy się okolicom szkoły. W pobliżu bramy wjazdowej gromadzi się spora grupa czarnoskórych nastolatków. Plują na chodnik, podpierają plecami płot i kubły na śmieci, stoją bez celu przez kilkadziesiąt minut. O tym, że mogą być uczniami szkoły podpowiadają przewieszone przez plecy tornistry. Mundurka ani śladu. Obserwują wyjście z gimnazjum, jakby na kogoś czekali.
W tym czasie ze szkoły wychodzą dwie koleżanki - biała i czarna. Rozmawiają ze sobą, żartują i ściskają się na pożegnanie. Okazuje się, że ta biała jest z Polski.
- Przyjaźnisz się z Polką? - pytamy. - Przyjaźnię się z Polakami, ale nie ze wszystkimi - mówi krótko. Dziewczyna słyszała o szkolnych konfliktach.
- Jeśli zadrzesz z niewłaściwymi osobami, faktycznie możesz zostać nieźle pobity - zdradza czarnoskóra piętnastolatka. Nie chce podać swojego imienia. - Jeśli ktoś zaatakowałby moją białą przyjaciółkę, czarni koledzy wzięliby na drugi dzień odwet - zapewnia. - W szkole rządzi grupa, z którą lepiej nie zadzierać. Jeśli dobrze z nimi żyjesz, masz spokój.
Biała koleżanka Murzynki to 14-letnia Alina. - Jeśli ktoś źle o mnie myśli, niech przyjdzie i powie mi prosto w twarz - rzuca na przywitanie. I opowiada o tym, co się dzieje w szkole. - Każdy wie, że działają tutaj gangi. Jeden z nich stworzyli Polacy, nazywa się PWP. To skrót od Polish White Power - tłumaczy. To właśnie oni toczą wojnę z czarnymi kolegami. Rozpętało się piekło, które dotknęło niewinnych uczniów.
Alina mówi, że przestała przyjaźnić się z polskimi kolegami od czasu, kiedy zaczęli ją szantażować. - Nie spodobało im się, że mam czarnego chłopaka. Kazali mi wybierać, czy chcę trzymać ze swoimi, czy z czarnymi. Nie miałam wyboru, wolę przyjaźnić się z Anglikami.
Potrzebny tu Rutkowski
Rodzice podkreślają, że za przemocą w szkole nie stoją wszystkie czarnoskóre dzieci. Ataków dokonuje ich mała, za to agresywna grupa, która potrafi skutecznie zastraszać młodzież.
- Boję się, że syn będzie musiał któregoś dnia sam wymierzyć sprawiedliwość. Aż się prosi, by przyjść z kałasznikowem i zrobić porządek - uważa Jarosław Izbicki, ojciec 16-letniego Krzyśka. - Już pierwszego dnia w szkole podpalili mu na lekcji włosy. Co z tego, że kogoś za to zamkną, skoro trzydzieści innych osób potem się na nim zemści? - pyta retorycznie.
Pedagodzy nie potrafili pomóc pobitym uczniom. Pytali, kto to zrobił, jak się nazywali sprawcy. - Nawet nie jestem w stanie rozpoznać ich twarzy, a co dopiero znać ich z imienia - mówi Sylwia.