Co gorsza, zwiększa się liczba zabójstw, jakich na naszych rodakach dopuszczają się młodzi Irlandczycy. Według policyjnych źródeł większość z tych zdarzeń ma podłoże rasistowskie. Wiele wskazuje na to, że scenariusz jest następujący: w stosunkowo małym i niezbyt liczebnym ludnościowo kraju, który przez długi czas był w zasadzie jednonarodowy, pojawiła się w krótkim czasie spora liczba imigrantów. Większość z nich zdeterminowana, nastawiona na zawodowy i społeczny sukces, pracowita, nieźle wykształcona. Pomimo dość silnej bariery językowej, całkiem nieźle dająca sobie radę w nowej, obcej rzeczywistości. Szybko także adaptująca się do miejscowych warunków, a w dodatku wiążąca z tym krajem plany na dłuższą metę. Na jak długą, to już inna sprawa. W każdym razie nie są to zdecydowanie typowi pracownicy sezonowi.
W kraju, który przeżywa gospodarczy boom, jest nawet nazywany lokalnym „tygrysem gospodarczym”, znaczna liczba imigrantów będących współtwórcami, a nie tylko konsumentami owego boomu nie powinna nikogo niepokoić. Co więc zatem leży u podstaw takich zachowań? Na pewno nie obawa o miejsca pracy. Tych, pomimo iż w ostatnim czasie tempo wzrostu gospodarczego Irlandii nieco zmalało, wciąż nie brakuje. Wiadomo także, że tak jak w całej prawie Europie, w tym także na wyspach brytyjskich, pracownicy z wschodniej części kontynentu na ogół zajmują stanowiska, których miejscowi nie chcą zajmować. Imają się, przynajmniej na samym początku, zajęć gorzej płatnych. Ten powód więc w zasadzie odpada. Czyżby więc chodziło tu o rozprzestrzeniającą się po całej Europie ksenofobię? Przykładów jej, także z innych wysoko rozwiniętych krajów mamy ostatnimi czasy sporo. Nie od dziś wiadomo, że ksenofobia, nacjonalizm, a w końcu i rasizm to choroby bardzo zaraźliwe. Doświadczyliśmy tego wszyscy w połowie ubiegłego wieku. Skutków tejże choroby, zwłaszcza dalekosiężnych, nie udało się przezwyciężyć do dziś. Od ksenofobii i rasizmu nie są wolne nawet te europejskie społeczeństwa, które w wyniku nazistowskiego szaleństwa poniosły największe ofiary. Nie jest od nich wolna także Polska.
Niechęć do obcych nie ma najczęściej żadnych racjonalnych przesłanek. Powodem zaś do otwartej nienawiści, w tym agresji, może być cokolwiek, nawet jak w przypadku głośnego ostatnio zabójstwa dwóch Polaków – odmowa nielegalnego działania.
Zjawisko to jest wysoce niepokojące. Zwłaszcza że pomimo zdecydowanie negatywnego do niego nastawienia społeczeństw i rządów, mało tak naprawdę robi się, poza doraźnymi akcjami, aby tego rodzaju aktom zapobiec. Za mało jest edukacji w tym kierunku, za mało wciąż zwłaszcza ludzie młodzi wiedzą o tym czym był i czym może tak naprawdę być rasizm. Podejrzewam, że większość z nich zjawisko to kojarzy sobie, a co za tym idzie, także identyfikuje wyłącznie z antysemityzmem. Stąd prosta droga do konkluzji: „Nie jestem antysemitą, więc nie jestem rasistą”. Niemało także winy przypisać tu można także samym mediom, które w pogoni za sensacją, lubią przedstawiać takie zjawiska jak imigracja tylko od tej „gorszej” strony. Szczególnie jak wiemy celują w tym tabloidy, a te jak wiadomo czytane są głównie w środowiskach podatnych na wszelkiego rodzaju manipulacje, sfrustrowanych, słabo wykształconych. Te zaś są główną bazą nacjonalistycznych ruchów i partii.
Nie chodzi tu więc tylko o ten czy inny przypadek napaści na Polaka, Ukraińca czy Pakistańczyka, ale o całe zagadnienie „mentalnego zamykania się na wszelkiego rodzaju obcość, inność”. Obcy znaczy inny – gorszy, słabszy, nieznany, nieprzewidywalny, zły w końcu. Rzecz niby nienowa, znana od wieków w mikro- i makrospołecznościach. czy jednak oznacza to, że do końca znamy jej mechanizmy, a co zatem idzie posiadamy skuteczne metody jej zwalczania? Chyba nie.
Jędrek Śpiwok, Dziennik Polski
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.