Już nie pracujemy ciężko i z oddaniem, ale jesteśmy hardworking i bardzo busy. Anglicy natomiast pytają nas po polsku: jak się masz? – i mówią dziękuję. O co w tym wszystkim chodzi?
Tak wychodzi „w praniu” (czyt. w praktyce)
– Na pewno jest to naturalny proces zachodzący w języku – mówi dr Ewa Dąbrowska zajmująca się lingwistyką kognitywistyczną na Uniwersytecie w Sheffield. – Wynika częściowo z tego, że angielskie słowo jest łatwiej dostępne dla osoby, która od wielu lat posługuje się głównie angielskim, a częściowo z tego, że w języku polskim nie ma odpowiedników dla niektórych form albo polskie odpowiedniki są za długie. Na przykład interview jest o wiele krótsze niż rozmowa kwalifikacyjna – zauważa dr Dąbrowska oraz podkreśla, że język „ma być przede wszystkim użyteczny, a dopiero potem piękny”.
Sanjay Dubey, nauczyciel ze szkoły językowej Polwings ze Slough również wyjaśnia to zjawisko praktycznym podejściem do użycia języka:
– Posługiwanie się językiem ma swój cel, dlatego nie chce się opisywać czegoś przez dziesięć minut, jeśli można użyć krótszej formy – zauważa.
Rzeczywiście, w pośpiesznych rozmowach po polsku, świadomie lub nie, wplatamy angielskie słowa lub całe wyrażenia, chcąc określić przedmioty lub sytuacje z życia codziennego. Używamy zwrotów angielskich w formie niezmienionej lub też spolszczonej, dodając pasujące nam kontrukcje gramatyczne bez zastanowienia nad tym, czy brzmią poprawnie. Np. w miejscu pracy nie doświadczamy już dużego ruchu klientów, ale mamy busy albo mówimy jest busy, co nijak się ma do poprawnej polszczyzny i nie jest też spolszczeniem. Jeśli słówko busy weszłoby do kanonu zapożyczeń z języka angielskiego, to bylibyśmy je w stanie jakoś sklasyfikować, ale jak na razie mamy busy, jak i szereg innych wyrażeń pozostają nowymi tworami językowymi – dziwnie brzmiącymi, ale jakże znajomymi dla emigrantów.
Wielokrotnie da się słyszeć argument, że w momencie, kiedy rozmawiamy z rodakami, nie możemy sobie przypomnieć polskich odpowiedników słów angielskich. To zapominanie, nazywane z angielskiego language attrition to stopniowa utrata zdolności posługiwania się językiem ojczystym, w wyniku braku z nim kontaktu.
– Mechanizm jest bardzo prosty – tłumaczy dr Dąbrowska – jeżeli czegoś nie robimy, to stopniowo zapominamy. Ale attrition to coś, co zachodzi po wielu latach, a nie po kilku miesiącach – podkreśla. – Jeśli ktoś po 6-miesięcznym pobycie w Anglii zapomina słówek i zaczyna mówić z angielskim akcentem, to się po prostu zgrywa.
Łączenie czyli miksowanie
Kiedy Kasia z High Wycombe rozmawia ze swoimi rodzicami przez telefon, mówi im np. że przygotowuje rotę. Ale bynajmniej nie narodową pieśń chwalebną, ale grafik zmian w pracy dla swoich pracownikow. Dla Tomka z Plymouth najzabawniejsze momenty to te, kiedy nieświadomie użyje polskiego zwrotu podczas rozmowy z Anglikiem i jako reakcje widzi rozmówcę ze zrozumieniem kiwającego głową albo pytającego ze zmieszanym wyrazem twarzy, o co mu właściwie chodzi.