Tak źle i tak nie dobrze
Nie od dziś wiadomo, że jest prawda, nieprawda i... statystyka. Interpretacja danych statystycznych, nawet najbardziej dokładnych, może być całkowicie dowolna. Skoro na Wyspy przybyło około miliona Polaków, a zdecydowana większość (91 procent) pracuje, a zatem zabrali Brytyjczykom prawie milion miejsc pracy.
Nikt nie może zmusić gazety do dokonania analizy, czy na te miejsca pracy wcześniej byli chętni, lub jaką część z tych miejsc Brytyjczycy stracili na rzecz Polaków, a ile powstało nowych. W tym takich, które nigdy by nie powstały, gdyby nie przybyła tu taka rzesza Polaków.
Z pewnością nie odbierają chleba brytyjskim kolegom polscy dziennikarze, zatrudnieni w licznych polskich mediach – to najbliższy każdej gazecie przykład. Jest ich oczywiście dużo więcej. Przy złej woli można jednak ukłuć czytelnika w oko tytułem jak to emigranci zabierają pracę.
Gdy zostały upublicznione dane, że Polacy przesyłają swoim rodzinom w Polsce około miliarda funtów „Daily Mail” alarmował (28.06.2007) „Polacy doją brytyjską gospodarkę”. – Przecież wiadomo, że ci ludzie przyjechali tu właśnie zarobić, aby pomóc rodzinom w kraju. Są dane mówiące o tym, że dzięki imigrantom brytyjska gospodarka zyskuje rocznie 4 miliardy funtów, ale te rzadziej trafiają na czołówki gazet – zauważa Moszczyński.
Mogłoby się wydawać, że skoro jest źle, gdy Polacy wysyłają zarobione pieniądze zagranicę, to powinni inwestować na Wyspach, czyli pozostać tu na stałe. Nic podobnego. „Nigdy nie wrócimy do domu... 300 tysięcy imigrantów z Europy Wschodniej zamierza pozostać w UK” – bije na trwogę „DM” (5 .05 2007).
Ferment w internecie i nie tylko
Gdyby chodziło tylko o to, że tego rodzaju publikacje wywołają chwilowe emocje, to byłoby pół biedy. Niestety, ich skutki mogą być i są poważniejsze. Świadczą o tym reakcje czytelników, wpisujących swoje uwagi pod tekstami w internetowych wydaniach DM. „Niech wracają do domu, nie potrzebujemy ich”, „Przyjechali nas okradać” – to niektóre komentarze. Wywiązują się także interesujące polemiki między Brytyjczykami: „Oni pracują, bo my jesteśmy leniwi i wolimy się wylegiwać niż coś robić”. „Nieprawda, skoro są tacy pracowici, to czemu w ich kraju jest taka bieda, że muszą tu przyjeżdżać?”.
Nie byłoby najgorzej, gdyby kończyło się na pyskówkach w internecie. Wiktor Moszczyński uważa, że tego typu publikacje mają wpływ na wzrost liczby ataków na Polaków z powodu ich pochodzenia. Pod koniec ubiegłego roku przygotował on raport na ten właśnie temat pt. „Hate crimes”. Przytoczył w nim opisane przez prasę 50 przypadków zdarzeń na terenie Wielkiej Brytanii (poza Londynem), w których ofiarą nienawiści rasowej lub narodowościowej padli Polacy. W Londynie, na 4494 różne przestępstwa, gdzie poszkodowanymi byli Polacy 48 policja zakwalifikowano jako hate crimes.
Tu jednak policja opiera się przede wszystkim na zeznaniach pokrzywdzonych. Jest prawdopodobne, że niektórzy, z powodu nieznajomości języka, mogli nawet nie wiedzieć z jakiego powodu zostali zaatakowani.