- Jakich?
- Myślę, że chodzi o to, że tak wielu Polaków przyjechało w tak krótkim czasie. Niektórzy Walijczycy poczuli się obco w swoim starym miasteczku - mówi ostrożnie Stevens.
Nasz Polak, nasz pan
Przez trzy lata Wrexham się zmieniło.
Przy Tesco polskie delikatesy Natalka. W środku Winiary, polskie wędliny i wyborowa. Obok drugi polski sklep - pana Wojtka. Sto metrów dalej polskie fryzjerki. Nawet w pubach podadzą okocimia w puszce. Klient nasz pan, a Polak to już pan pełną gębą.
- W trzy lata jest was tyle, że czasem w sklepie nie wiem, gdzie jestem - denerwuje się George, siwiejący 60-letni były górnik popijający piwo. - Nie adaptujecie się, nie rozumiecie, co się do was mówi. Jak Portugale przed dziesięcioma laty.
- Dokładnie - wtóruje Peter. - Ale was za dużo przyjechało. Przecież tu nigdy nie było Tesco czy Lidla! Broniliśmy się tyle lat. No i wybudowali te discounty na Hightown dla was! Po co? Nie można jagnięciny kupić u rzeźnika na targu?
Portugalczyków było w Wrexham około dwóch tysięcy. Wyjechali kilka lat temu, gdy w ojczyźnie znalazła się dla nich praca. Została po nich tylko kafejka, w której przez cały dzień nad pyszną kawą siedzą trzy rodziny, które jeszcze zostały.
Irackich Kurdów też już nie ma. W czerwcu 2003 roku w Caia Park, jednej z najniebezpieczniejszych i najbiedniejszej dzielnicy doszło do zamieszek między irackimi Kurdami i Walijczykami. Zaczęło się w pubie od dyskusji o uchodźcach, skończyło rzucaniem butelek z benzyną w policję i bijatyką na ulicach. 51 Walijczyków trafiło do więzienia, uchodźców zaś porozwożono po całej Wielkiej Brytanii.
A polski "potop" trwa.
Cieszymy się, że możecie zarobić
Tydzień Polaka w zamglonym Wrexham wygląda wciąż tak samo. "Od popijawy do popijawy i od urlopu do urlopu" - tak mówią.
Poniedziałek. Pobudka o piątej. Osiem, czasem dwanaście godzin przy nawijaniu kabli na bele, gotowanie sosu pomidorowego do mrożonek lub montowanie kuchenek mikrofalowych. W tym czasie dwa "brejki" po trzydzieści minut i jeden "kłik" (to już krótsza przerwa, akurat na wypalenie przemyconego z Polski LM-a). Fajrant, zakupy w Lidlu (lazanie albo pizza do mikrofali i piwo). Telewizja, telefon do domu, prysznic i spać.
W Sharpie Polacy składają baterie słoneczne. W Roald Foods robią mrożonki. W Kellogsie płatki kukurydziane. W JSB maszyny, koparki. W Duracellu baterie. W Calypso napoje, a latem lody.
1080 komentarzy
10 marzec '08
krakn napisał:
Nuska, valia podobnie jak Szkocja, zawsze była oporem dla anglii, dla korony z stad też wspólne niesnaski, to tak jak my teoretycznie nie lubimy się z Niemcami i Rosjanami, albo bliżej niektórzy mają coś do Pomorzan, czy Ślązaków, ale na co dzień wszyscy razem współpracują bo liczy się kontakt osobisty.
Ja tam nie mam problemów z ludźmi, co najwyżej jeżeli ktoś nie darzy mnie sympatią czy uśmiechem to po prostu go omijam i nie pcham się do niego, szanuje jego "wyrobione" zdanie, gdy kiedyś on mnie zrozumie, spoko podam mu ręke i będzie fajnie nie? no cóż świat się nie zawali.
natomiast z tego co czytam to wcale sie tamtejszym nie dziwie, bo już widać co to za kulturalni Polacy przyjechali, szedł sobie taki "podśpiewując po polsku o Widzewie" kurde jestem przekonany że darł koparę na całe gardło, do tego jak to opisuje ten majster, biją się miedzy sobą cały czas nawet w pracy!!! Przecież to buractwo!
Kto chce mieć sąsiadów którzy cały czas szuka bijatyki, w knajpie która zamknięto pewnie też były podobne klimaty jak w londyńskich polskich klubach gdzie wraz z ilością wypitego piwa osły robią się coraz szersi w barach cud że mieszczą się w dziwach do kibla, a minąć się z takim nie sposób, i już ma pretekst by ci przyłożyć.
Jak mawiali starożytni polanie, jak sobie pościelisz tak się wyśpisz, ;-) skoro Polacy przywołali wspomnienia Kurdów, no to sami sobie wystawili cenzurkę cywilizacyjną, i dostają to na co zapracowali.
Owszem ktoś powie że są tam i spokojni polacy, być może i tak jest ale tak to już jest że gdy przekroczy się pewną granice, gdy z nieporozumienie zamienia się w wojnę, obrywają również ci którzy nie są winni.
Acha co do imienia Artura, To bardziej psztyczek do Anglików niż do niego, choć pewnie też go tak samo lubią, jak pozostałych kibiców Widzewa czy tego drugiego klubu,
Gdyby było inaczej gdyby Polacy traktowali siebie i innych inaczej być może ich zarobki też były by inne, przecież bywało już w angli że związki zawodowe robiły dym że polakom za mało płacą i dyskryminuje się na tle rasowym, tym sposobem bronili siebie, a korzystali Polacy.
profil | IP logowane