Porysować samochód Polaka, pourywać w nim lusterka - to ulubiony sport chuliganów z Wrexham.
Po zmroku na Caia Park (to ich dzielnica) nie wejdzie żaden Polak.
Adam Michalski (23 lata) został zadźgany nożem pod stacją benzynową. Sąd uznał to za morderstwo na tle rasowym.
- Was tu za dużo przyjechało - mówi Peter. 32-letni pracownik fabryki kabli robi się szczery po czwartym guinessie.
Siedzimy w pubie. Z boku słychać coraz głośniejsze komentarze: "Pieprzony Polak".
Peter: - To dziennikarz!
- Niech spieprza. Nie gadaj z nim.
- OK, OK, zaraz wychodzi. Lepiej już idź, to walijski pub, widziałeś przecież flagę w oknie - ostrzega Peter.
Polski klub Ambasadę zamknięto, bo co wieczór leciały szyby, Walijczycy wpadali, tłukli stołkami kelnerki, barmanów, gości. A Polacy w rewanżu polowali na Walijczyków.
W 40-tysięcznym walijskim Wrexham Polaków jest prawie 18 tysięcy.
Polski najazd
Jeszcze niedawno życie w miasteczku toczyło się leniwie. Bezrobocie niecałe dwa procent, najmniej na całych Wyspach. Miasto w północnej Walii ominęła pierwsza fala Polaków, która przed czterema laty uderzyła w Londyn, a zaraz potem w Szkocję i Irlandię.
Agnes z agencji pracy Gap w Wrexham: - Pierwsi Polacy przyjechali do nas dwa, trzy lata temu, gdy angielskie agencje pracy zaczęły dawać w prasie ogłoszenia. Dopiero wtedy wśród emigracji zrobiło się o miasteczku głośno.
- Ktoś dostał pracę, wynajął mieszkanie, potem dzwonił do rodziny i znajomych, ci przyjeżdżali, ściągali następnych - wspomina Paweł Ćwierz (25 lat). - Z Jaworzna tu są całe dzielnice młodych ludzi. Cała moja podstawówka.
- Autokar przyjeżdżał za autokarem. Całe rodziny. Bez pojęcia, gdzie jadą - wspomina Monika Thomas, tłumaczka, która pomaga Polakom mieszkającym w Wrexham.
A praca czekała. Kilka kilometrów na wschód od miasta leży Wrexham Industrial Estate, gigantyczne zagłębie kilkuset fabryk. Kellog's, Pirelli, Sharp, Tetra-Pak, Cadbury i wiele innych.
1080 komentarzy
10 marzec '08
krakn napisał:
Nuska, valia podobnie jak Szkocja, zawsze była oporem dla anglii, dla korony z stad też wspólne niesnaski, to tak jak my teoretycznie nie lubimy się z Niemcami i Rosjanami, albo bliżej niektórzy mają coś do Pomorzan, czy Ślązaków, ale na co dzień wszyscy razem współpracują bo liczy się kontakt osobisty.
Ja tam nie mam problemów z ludźmi, co najwyżej jeżeli ktoś nie darzy mnie sympatią czy uśmiechem to po prostu go omijam i nie pcham się do niego, szanuje jego "wyrobione" zdanie, gdy kiedyś on mnie zrozumie, spoko podam mu ręke i będzie fajnie nie? no cóż świat się nie zawali.
natomiast z tego co czytam to wcale sie tamtejszym nie dziwie, bo już widać co to za kulturalni Polacy przyjechali, szedł sobie taki "podśpiewując po polsku o Widzewie" kurde jestem przekonany że darł koparę na całe gardło, do tego jak to opisuje ten majster, biją się miedzy sobą cały czas nawet w pracy!!! Przecież to buractwo!
Kto chce mieć sąsiadów którzy cały czas szuka bijatyki, w knajpie która zamknięto pewnie też były podobne klimaty jak w londyńskich polskich klubach gdzie wraz z ilością wypitego piwa osły robią się coraz szersi w barach cud że mieszczą się w dziwach do kibla, a minąć się z takim nie sposób, i już ma pretekst by ci przyłożyć.
Jak mawiali starożytni polanie, jak sobie pościelisz tak się wyśpisz, ;-) skoro Polacy przywołali wspomnienia Kurdów, no to sami sobie wystawili cenzurkę cywilizacyjną, i dostają to na co zapracowali.
Owszem ktoś powie że są tam i spokojni polacy, być może i tak jest ale tak to już jest że gdy przekroczy się pewną granice, gdy z nieporozumienie zamienia się w wojnę, obrywają również ci którzy nie są winni.
Acha co do imienia Artura, To bardziej psztyczek do Anglików niż do niego, choć pewnie też go tak samo lubią, jak pozostałych kibiców Widzewa czy tego drugiego klubu,
Gdyby było inaczej gdyby Polacy traktowali siebie i innych inaczej być może ich zarobki też były by inne, przecież bywało już w angli że związki zawodowe robiły dym że polakom za mało płacą i dyskryminuje się na tle rasowym, tym sposobem bronili siebie, a korzystali Polacy.
profil | IP logowane