- ,,To warunki ekonomiczne zmusiły nas do wyjazdu z kraju. Wyjechaliśmy po prostu ,,za chlebem’’ - wyjaśnia Halina. - Obozem zajmowała się organizacja charytatywna utworzona niegdyś przez córkę Tołstoja, która pomagała emigrantom dostać się do wymarzonego kraju. Mieszkaliśmy w luksusowych warunkach, przez 9 miesięcy nie przepracowaliśmy ani jednego dnia. I gdy myśleliśmy już, że dołączymy do Polonii australijskiej, z propozycją wyszedł ówczesny Ambasador RP w RPA.
I postanowiliśmy spróbować’’.
W Johannesburgu czekało na nich mieszkanie, za które nic nie musieli zapłacić i praca dla Krzyśka. Sama procedura emigracyjno-asymilacyjna trwała bardzo krótko i przeszła praktycznie bezboleśnie. Były to czasy apartheidu, więc każdy biały bez względu na narodowość mógł liczyć na pomoc rządu południowoafrykańskiego.
- ,,Start w nowej ojczyźnie okazał się dla nas bardzo pomyślny - mówi Halina. - Czuło się, że zależy im na nowych ludziach i tylko od chęci do pracy zależało jak potoczy się nasze życie i jak będzie się nam wiodło. Dopiero tu poczuliśmy co znaczy powiedzenie, że każdy jest kowalem własnego losu. Byliśmy wolni’’.
Halina jest prawnikiem i żeby wykonywać zawód w RPA musiałaby nostryfikować dyplom, co wiązało się z kilkoma trudnymi egzaminami w języku angielskim. Nie mówiąc o tym, że niemalże z cudem graniczyło dostanie się do palestry południowoafrykańskiej.
- ,,Poza tym wzięliśmy ślub, w ciągu paru lat urodziłam dwóch synków i ciężko byłoby mi pogodzić pracę z wychowywaniem dzieci - wspomina Halina. - Krzysiek miał łatwiej. Jest inżynierem elektrykiem i szybko przystosował się do warunków. Przez jakiś czas pracował nawet u północnych sąsiadów - w Botswanie’’.
Po upadku apartheidu, gdy sytuacja polityczna RPA zaczęła się zmieniać, postanowili pracować na własny rachunek. Krzysztof opuścił firmę i za pieniądze z odprawy otworzyli zakład fryzjerski dla czarnej ludności.
- ,,Zatrudniliśmy Murzynkę - zawodową
fryzjerkę, ponieważ ani ja ani tym bardziej Krzysiek nie mieliśmy pojęcia o strzyżeniu.
Nie mieliśmy pojęcia również o biznesie, ponieważ jak się okazało oddawaliśmy jej 99 proc. dochodów. - Nie potrafi opanować śmiechu Halina. - Ale Polak mądry po szkodzie i uczy się na błędach’’.
Szybko zamknęli ten interes. Zorientowali się, że wraz z otwarciem granic Polski, coraz więcej rodaków zaczyna rozglądać się za podróżami do Afryki.
I tak 15 lat temu powstał pomysł otwarcia własnego biura podróży - Kriscotravel, które prowadzą z powodzeniem do dzisiaj.
- ,,Zaczynaliśmy od małych zamówień, np. rezerwacji biletów lotniczych czy pokoi hotelowych - mówi Bojara. - Dzisiaj jesteśmy w stanie zawieźć duże grupy do różnych zakątków Afryki’’.
Halina pokazuje zdjęcia z wycieczek, które zapierają dech w piersiach. Przed oczami staje krajobraz znany z książek Karen Blixen - nieogarniona przyroda i pozorny spokój sawanny. Ale nie brakuje również Afryki Grahama Greena czy Josepha Conrada - ogromna bieda i niewyobrażalne w XXI wieku warunki mieszkalne większości ludności kontynentu.
- ,,Czarnoskórzy Południowoafrykanie powoli przeprowadzają się do specjalnie dla nich budowanych osiedli murowanych domków. Ich miejsce w Soweto zajmują emigranci z państw, gdzie warunki są jeszcze gorsze: Somalia, Etiopia, DR Kongo, Zimbabwe - tłumaczy Halina.
- I oni i my jesteśmy uchodźcami’’.
Bojarowie mieszkają dziś w stolicy RPA Pretorii. Do dyspozycji mają dwa budynki rozdzielone dużym patio z basenem.
W jednym mieszkają ich synowie - Christian i Mark, w drugim Halina i Krzysiek. Swoje biuro przenosili już kilkakrotnie - obecnie przykleili się do Centrum Handlowego. Z Polonią spotykają się w kościele czy też na spotkaniach u ambasadora. Do Polski nie wrócą.
- ,,To tu nasze dzieci chcą założyć swoje rodziny. - Mark, młodszy syn, nawet nie chce już mówić po polsku - uśmiecha się smutno Halina. - A my chcemy być bliżej nich. Tęsknimy za Polską, za krewnymi, ale w Afryce jest nasz dom’’.
Izabela Klementowska
Głos Polski, nr 16, Luty 2008