- ,,My Sudańczycy, gdy udajemy się za granicę, zawsze szukamy naszych braci. Mamy to we krwi - opowiada Awad.
- Byłem wtedy przewodniczącym Związku Studentów Afrykańskich w Polsce, nie mogłem mu odmówić. Nie znając języka ani mentalności Polaków, był totalnie bezradny’’.
Poszli wówczas do PAH-u, gdzie wytłumaczono im, co mają zrobić, by dostać status uchodźcy. Nie było łatwo. Te wszystkie wnioski, procedury, wielogodzinne upokarzające wywiady prowadzone przez niekompetentne osoby, dla których nie ma indywidualnych przypadków, a liczy się liczba na papierze.
- ,,Wtedy zdecydowałem, że będę pomagał moim rodakom, którzy uciekli z ogarniętego wojną kraju - tłumaczy Sudańczyk. - I tak zostałem wolontariuszem PAH’’.
Awad Gabir ma 41 lat a wygląda na jakieś 30. Jest schludnie i gustownie ubrany,z wyrazem błogości na twarzy obserwuje polskie kobiety. Ma żonę Renatę, 3 córeczki i czwartą w drodze. Pracuje jako tłumacz. W sierpniu 2006 roku założył Stowarzyszenie ,,Nil-Wisła’’, którego celem jest wspieranie i pomaganie rodakom w zaadaptowaniu się do warunków życia w Polsce, promowanie kultury sudańskiej oraz rozwijanie wymiany kulturalno-edukacyjnej pomiędzy krajami. Od półtora roku jest obywatelem Polski. Wniosek o status uchodźcy odrzucono.
- Muslim Fedajev (nazwisko zostało zmienione ze względów bezpieczeństwa)Znakomita większość osób, które uzyskały w Polsce ochronę w minionym roku pochodzi z Czeczenii. Z Muslimem spotkałam się dzień po śmierci Borysa Jelcyna. Wiadomość o tym przyjął z dużym uśmiechem na twarzy i wzniósł ramiona do góry.
- ,,Bo wiesz, to przez niego ta cała wojna. - wyjaśnia młody Czeczen. - Gdyby uznał nasze państwo w 1991 roku, pewnie nie byłoby mnie tutaj a wielu moich przyjaciół i krewnych wciąż by żyło’’.
Muslim Fedajev urodził się 25 lat temu w Urus-Martan, 20 kilometrów od stolicy Czeczenii - Groznego. Jest jedynym z rodziny, który opuścił ojczyznę. Brat, trzy zamężne siostry oraz rodzice zostali.
- ,,Trzej kuzyni walczyli z karabinem w ręku, ja odmówiłem - twardo mówi Muslim. - Chciałem bronić naszego kraju, ale nie w ten sposób. Owszem, myślałem, żeby do nich dołączyć, ale… no cóż. A teraz oni już nie żyją. Zobacz’’.
Muslim wyciąga telefon komórkowy i pokazuje film nakręcony prawdopodobnie przez oprawców jego kuzyna - nie wiadomo, czy były to rosyjskie służby specjalne, czy też Czeczeni, którzy kolaborują z Rosjanami.
- ,,Nagrywają te filmy, a potem rozsyłają je netem, by pokazać, co czeka tych, którzy pomagają partyzantom. - Na małym ekranie telefonu widać wyraźnie postać leżącą na ziemi z zaciągniętym do góry ubraniem. Twarz o półprzymkniętych oczach, obrośnięta długą brodą i takimi też włosami nie wyraża już żadnych emocji.
- My Czeczeni jesteśmy silnie związani z rodziną, zawsze możemy na siebie liczyć. Zresztą, czy Ty nie pomogłabyś swojemu bratu?’’
W 2001 roku trafił do obozu dla uchodźców w Inguszetii, gdzie spędził 3 lata. W zbombardowanym doszczętnie rodzinnym Urus-Martanie nie czuł się bezpiecznie. Życie powoli stawało się loterią, z której wcale nie musiał wyjść wygrany.