Ważne i nieważne dokumenty
Podstawowe jest oczywiście ważne prawo jazdy. Te wydane w Polsce są respektowane aczkolwiek niektóre firmy oraz policjanci mogą mieć do nich zastrzeżenia z powodu niemożliwości sprawdzenia ich legalności w ogólnoeuropejskim systemie. Taki po prostu nie istnieje. Na ogół jednak policja brytyjska tego nie kwestionuje. Do tego dochodzi problem wykroczeń oraz nakładania za nie kar w postaci punktów karnych. Posiadacz brytyjskiego prawa jazdy może je otrzymać bez problemu. Polak z polskim dokumentem – nie i czasem jest to wystarczający powód, aby za drobne nawet przewinienie stanąć przed sądem magistrackim. Osobną sprawą jest badanie techniczne, road tax i ubezpieczenie. Wiążą się one bowiem nie tylko z samym faktem znajdowania się pojazdu na drodze w tym kraju, ale także ze statusem jaki posiada jego kierujący. Jeśli jest to zwykły turysta wystarczy polskie ubezpieczenie, dowód rejestracyjny z ważnym badaniem technicznym i polskie prawo jazdy. Jeśli jednak pracujemy i mieszkamy na terenie Zjednoczonego Królestwa – już nie. Tym bardziej kiedy auto służy nam za środek transportu lub za narzędzie pracy. W takim przypadku nasze polskie dokumenty mogą budzić i budzą uzasadnioną wątpliwość. Wprawdzie teoretycznie możemy takiego pojazdu używać do pół roku od wjazdu na teren UK, jednakże tylko jako turyści-goście (visitor status). W obecnych czasach nikt tego jednak nie jest w stanie tak naprawdę sprawdzić. Stąd właśnie owa nieufność. Pamiętajmy, że tutejsze władze oceniają iż na drogach brytyjskich znajduje się około 2,5-3 milionów „nielegalnych” pojazdów. Jest to więc problem ogromny.
Używanie pojazdu na obcej rejestracji na takich samych zasadach jak na rejestracji lokalnej i z obowiązującymi tutaj dokumentami jest z punktu widzenia wykładni prawa – niedopuszczalne.
Zwróćmy uwagę na inne narodowości. Na przykład, w dzielnicy Sheen mieszka sporo Niemców. Jest tam nawet duża niemiecka szkoła, do której chodzi kilkaset dzieci. Aut na niemieckich rejestracjach jest jednak jak na lekarstwo. Większość rodziców podjeżdża pod szkołę autami na brytyjskich tablicach. To mówi samo za siebie.
Wracając jednak do sedna problemu. Zgodnie z opiniami, jakich zasięgnąłem wśród policjantów z British Transport Police, biorąc pod uwagę nieco inne niż na kontynencie warunki dopuszczania do ruchu pojazdów mechanicznych, policjant może, ale nie musi uznać naszych dokumentów jako wystarczające, czyli w pełni ważnych na tutejszym terenie. Szczególnie jeśli chodzi o ubezpieczenie i Road tax. Ten ostatni jest podatkiem, a tego posiadacz auta na polskich tablicach nie płaci chociaż używa brytyjskich dróg, tak jak każdy mieszkaniec wyspy. Nie kwestionując zupełnie ich prawidłowości, jako takich, może je uznać jednak za nie do końca wystarczające jeśli ich posiadacz nie jest tylko turystą. Tu granice kurtuazji wobec gości się kończą. Oczywiście można taką decyzję o konfiskacie, czy zatrzymaniu raczej, oddać pod sąd i ten wyda obowiązujący wszystkich, w tym policjanta, wyrok. Nie liczyłbym jednak na wygraną w takiej sprawie. Tu też dużo bowiem zależy od samej osoby sędziego wydającego wyrok.
Co na to DVLA?
Opinie w tej sprawie w samym DVLA są podzielone. Jedni mówią, że wszystko jest OK i możemy do pół roku używać auta nawet jako środka transportu na przykład narzędzi. Inni zaś, stoją na stanowisku, iż w momencie rozpoczęcia pracy, a także w związku z tym faktycznej rezydentury (nie mylić z tą urzędową) powinniśmy auto przerejestrować. Powołują się oni przy tym na ogromną łatwość w załatwianiu wszystkich związanych z tym formalności. Za wyjątkiem dokonywania przeglądu technicznego, gdzie auto musi fizycznie być na nim obecne, wszystkie inne łącznie z ubezpieczeniem można załatwić on line, przez pocztę lub telefonicznie. Stąd według nich nie powinno to stanowić żadnego problemu. Kłania się więc tutaj dość dowolna interpretacja przepisów właściwa dla prawa precedensowego.
Wnioski końcowe
Zgodnie z tym co na ten temat pisałem kilkanaście miesięcy temu, przewidując podobne perturbacje polskich zmotoryzowanych na Wyspach nadszedł na nie czas. Wielką rolę odgrywa tutaj nasze dość niefrasobliwe traktowanie prawa w ogóle, a tego tutaj w szczególności. Pokutuje także wśród nowej „emigracji” dziwna i niczym nieuzasadniona opinia, że nasi gospodarze to matoły i nierozgarnięte cymbały, których można „kiwać” bezkarnie, a oni nigdy się w tym nie zorientują. Nic bardziej mylącego. Brytyjczycy może nie są tak szybkimi organizatorami jak Niemcy, ale są w tym dobrzy. Potrafią także patrzeć na to co się dzieje w ich kraju dość krytycznie, wyciągać z tego wnioski. Różne działające w tym kraju systemy kontroli, w tym system kontroli pojazdów, działają bardzo sprawnie. Zwłaszcza, że łączy się to z dość sporymi przychodami do skarbu królewskiego, w postaci podatków, opłat różnego rodzaju, a także nakładanych na niesfornych kierowców kar pieniężnych. Tego bym nie lekceważył. Pozorne oszczędności jakie zapewne leżą u podstaw, takiego a nie innego stosunku naszych obywateli do problemu rejestracji i ubezpieczania swojego pojazdu na miejscowych warunkach, stwarzają niepotrzebne kłopoty dla nich samych. Koszty tego zaś w gruncie rzeczy na koniec są wyższe niż gdyby po prostu postąpili „normalnie”. Czyli przerejestrowali swoje pojazdy, wykupili Road tax i ubezpieczenie. Dodatkowym negatywnym aspektem tego jest fakt, że zaczniemy być postrzegani jako notorycznie przekraczający prawo w tym kraju. To zaś odbić może się rykoszetem i na tych, którzy z prawem nawet na takim podstawowym poziomie nie są na bakier. Póki więc jeszcze jest na to czas a akcje takie ja ta w Oban nie zaczną się odbywać na terenie całego Zjednoczonego Królestwa, doradzam wszystkim, którzy jeszcze tego nie zrobili – albo zabrać swoje auto z powrotem do kraju, a tutaj kupić inne, na brytyjskich rejestracjach, albo przerejestrować swój polski pojazd, ubezpieczyć się w jednej z miejscowych firm, wykupić Road tax, a także najlepiej postarać się o brytyjskie prawo jazdy.Jak zwykle pytania proszę kierować na adres driver.51@hotmail.com
Jędrek Śpiwok, Dziennik Polski