„Dwóch moich wnuków wyjechało do Irlandii” – mówi 60 letnia mieszkanka jednej ze wsi pod Olsztynem. „Bardzo dobrze się im powodzi, wiem bo dzwonią do domu co jakiś czas. Kupili nawet samochód, a przecież to taki wydatek!” – dodaje pani Wiesława.
Rzeczywistość, czy tylko połowa prawdy?
„Moja córka dokładnie od roku mieszka w Londynie” – wyznaje pani Beata z Kielc. „Jesteśmy z mężem w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej. Mąż od kilku miesięcy choruje na serce i nie jest w stanie pracować, ja sprzątam w bankach na pół etatu. Pieniędzy wystarcza tylko na opłacenie mieszkania” – mówi. „Gdyby nie pomoc córki, która od momentu choroby męża wysyła nam pieniądze byłoby bardzo ciężko. Wiem, że w Anglii wszystko jest drogie, i było mi wstyd że córka musi nam pomagać, ale powiedziała że dostała bardzo dobrą i dobrze płatną pracę, więc to chyba w porządku…”
Nie zawsze jednak to co mówimy naszej rodzinie jest w stu procentach zgodne z prawdą. Okazuje się, że wprawdzie Leszek i Bartek, wnukowie pani Wiesławy kupili wspomniany samochód, jednak tylko dlatego, że muszą dojeżdżać do pracy.
„Każdego dnia pokonujemy trasę około 200 kilometrów w obie strony” – mówi 24 letni Leszek. „Jeździmy we czwórkę razem z dwoma znajomymi z którymi mieszkamy, bo pracujemy w tej samej fabryce. Przed zakupem samochodu obliczyliśmy dokładnie wszystkie koszty – wychodzi taniej niż bilety na pociąg” – dodaje.
Sytuacja Ani, córki pani Beaty również nie wygląda tak różowo. Ze względu na nieznajomość języka angielskiego dziewczyna pracuje w hotelu jako pokojówka. W sierpniu ubiegłego roku rozpoczęła intensywny kurs angielskiego, który musiała przerwać ze względu na brak pieniędzy.
„W hotelu nie zarabiam dużo a mieszkanie i dojazdy sporo kosztują. Nie mogę przyznać się swoim rodzicom ile zarabiam bo wiem, że nie przyjmą ode mnie pieniędzy” – wyznaje Ania.
Na opinię Polaków o życiu w Wielkiej Brytanii zdecydowanie wpływa zachowanie naszych rodaków podczas urlopu czy wakacji w Polsce. Dobrze ubrani, zadbani, nierzadko przyjeżdżający własnymi samochodami nie patrzą na ceny w supermarketach.
Krzysztof, 28-letni mieszkaniec Wrocławia, który od trzech lat mieszka na Wyspach twierdzi, że w niektórych przypadkach rzeczywiście jest to popisywanie się i szpanowanie.
„Osobiście znam kilka osób, które przyjeżdżając do Polski przywożą ze sobą najlepsze markowe ciuchy, popisują się telefonami czy nowym MP3. Ci ludzie nie zarabiają naprawdę aż tyle! Moim zdaniem chodzi tu przede wszystkim o zazdrosne spojrzenia kumpli z bloku lub głośne ‘Wow!’. Będąc w Polsce sam wydaję więcej pieniędzy ale to głównie dlatego, że przyjeżdżam do domu jedynie raz w roku. Kupuję jedzenie i prezenty rodzinie – to chyba normalne” – mówi Krzysztof.