Prawo po szkocku
Tymczasem 18 stycznia br. listonosz wręczył mu pismo z policji informujące, że może stać na parkingu nie dłużej niż 14 dni. Po przekroczeniu tego terminu pojazd idzie na złom lub na sprzedaż. - Dlatego chciałem przewieźć auto lawetą w inne miejsce, bo każdy dzień na policyjnym parkingu to spore koszty, ale znów usłyszałem starą śpiewkę, że auto może być wydane po zarejestrowaniu i ubezpieczeniu w Wielkiej Brytanii.
Jeremiasz Kosiński nie należy do ludzi, którzy łatwo składają broń. Zadzwonił do DVLA (Driving and Vehicle Licensing Agency - odpowiednik naszego wydziału komunikacji) żądając, by po kolei wyjaśniono mu sprawę rejestracji i ubezpieczenia. Upewnił się, że wiedza, którą nabył z ulotek, jest słuszna. Ponadto urzędnik stwierdził, że policja nie miała prawa skonfiskować samochodu. Poradził Kosińskiemu, żeby ze wszystkimi dokumentami potwierdzającymi stan faktyczny ponownie udał się na policję i wówczas samochód zostanie zwrócony. - Poszedłem tam, ale kazano mi przyjść w poniedziałek. W poniedziałek poinformowano mnie, że szef jest na urlopie. Jestem kompletnie zdezorientowany i nie wiem, co dalej robić.
Policja twierdzi, że w przypadku pana Kosińskiego sześciomiesięczny termin nie ma zastosowania, ponieważ on tu mieszka i pracuje. Podstaw prawnych, których to konsekwencji doświadcza pan Jeremiasz, jednak nie podano.
- Czytając choćby ulotkę policji nie widzę żadnego rozgraniczenia na osoby przebywające na Wyspach długo, krótko czy chociażby gościnnie.
Urzędniczy ping-pong
Próbował interweniować w prokuraturze, ale tam usłyszał, że ona nie zajmuje się tą sprawą i skierowano go do Biura Porad dla Obywateli (Citizens Advice Bureau). CAB zajęło się sprawą natychmiast. Już następnego dnia do pana Kosińskiego zadzwoniła pracownica biura z informacją, że rozmawiała z DVLA oraz policją. Na koniec dodała, że auto trzeba zarejestrować.
- Wtedy mój kolega zadzwonił jeszcze raz do DVLA. Po przedstawieniu szczegółów sprawy usłyszał w odpowiedzi, że samochód może jeździć sześć miesięcy na polskich papierach.
Podobną odpowiedź usłyszała nasza redakcja. Po następnym telefonie urzędnik DVLA po raz kolejny stwierdził, że policja nie miała prawa zabrać mu auta, bo ma ważne dokumenty polskie. Następnego dnia kolejny pracownik wydziału komunikacji oznajmił, że policja musi auto zwrócić, a samochód nie musi mieć tutejszej rejestracji i ubezpieczenia.
Szef policji nadal przebywa na urlopie, a bez niego nikt nie jest uprawniony do zmiany decyzji w tej sprawie. Na razie możemy jedynie pocieszyć pana Jeremiasza, że brytyjskie sądy o wiele lepiej znają prawo obowiązujące na Wyspach i na pewno werdykt, który wydadzą w tej sprawie, będzie zgodny z przepisami. W tym przypadku - również zgodny z życzeniami pana Jeremiasza.
Janusz Młynarski, Polish Express