W czyim interesie, Pańskim zdaniem, jest reforma Unii?
– W interesie 95 albo 98 procent ludzi. Tylko jest to kwestia uświadomienia tego sobie.
Który z polityków innych państw uważa podobnie jak Pan Premier?
– Wie pani, oddzielmy to, co się uważa, od tego co się głosi publicznie. Cichych krytyków Unii jest sporo, jawnych bardzo mało. Radykalnym krytykiem Unii jest prezydent Czech Vaclav Klaus. Jego idea rozwiązania Unii i powołania stowarzyszenia państw europejskich nie wydaje się jednak realna. Natomiast sprawa reformy Unii, prawdziwej reformy, pewnie kiedyś stanie. Nie jestem teraz premierem i dlatego mogę spokojnie to powiedzieć.
W jakim wieku był Pan Premier, kiedy zaczęły się kształtować jego poglądy polityczne i społeczne? Kiedy zaczął Pan być świadomym obywatelem?
– To jest bardzo trudne do określenia, bo to był cały proces. Pewne rzeczy wiedziałem od zawsze. Komunizm jest zły, a Rosjanie są nad nami. Nie pamiętam, żebym tego nie wiedział, nawet jako dziecko. Byłem zdziwiony, kiedy w szkole byli uczniowie, którzy myśleli inaczej, ale było ich skądinąd bardzo niewielu, może dwóch w klasie. Jeden pochodził z domu komunistycznego. Do dziś dnia pamiętam. Fatalny uczeń, skończył jako „menel”, acz sympatyczny. Jeżeli chodzi o dalsze polityczne dojrzewanie, to rozciągnęło się ono na wiele lat. Przeświadczenie, że warto coś robić przeciwko komunizmowi miałem zawsze i jak nie było opozycji, to zawsze o niej marzyłem.
A czy dziś o młodości Pan Premier marzy?
– Często rozmawiam na ten temat z moimi rówieśnikami, czy też ludźmi starszymi. Chciałbym być młodszym niż jestem, ale nie chciałbym być młodym - i to jest pogląd większości. Dziesięć lat mniej, owszem, ale młodość sensu stricte to dziś coś innego niż kiedyś. Więc nie wiem, czy chciałbym próbować.
Czy dziś młody człowiek ma lżej, niż Pan Premier miał?
– Ma i dużo lżej i dużo ciężej. Ma samochód, ma komputer.
I straszliwe korki.
– A wie pani, że kiedyś w tramwajach można było się udusić? Sam wielokrotnie jeździłem, przepraszam za określenie, „na cycku”.
Jednak ludzie nie przemieszczali się tak gorączkowo jak dziś i tyle nie pracowali.
– Przejechanie ze Śródmieścia na Żoliborz, gdzie całe życie mieszkałem, to była naprawdę ciężka praca.
W jakich latach?
– 60-tych, 50-tych. Z drugiej strony było lżej, bo komunizm nie tworzył mechanizmów konkurencyjnych. Uczciwie mówiąc, studia prawnicze skończyłem z takim wysiłkiem, że gdybym jeszcze cztery takie ukończył, to spokojnie dałbym radę. To były prawie cztery lata wakacji. Dzisiaj tak nie jest i Bogu dzięki.
Młodzi ludzie żyją pod wieloma presjami. Ich mniejszą ilość wielu widzi za granicą. Czy zdecydowałby się Pan Premier na emigrację w ich sytuacji?
– Nie, bo ja mam pewien mankament, niezwykle utrudniający życie, jestem tępy do języków obcych (śmieje się). Tak w ogóle to nie jestem tępy i z wieloma rzeczami daję sobie doskonale radę, ale angielskiego zacząłem się uczyć w 1956! I do dziś nie nauczyłem. Rodzice wynajęli nauczycieli. To było 51 lat temu. Nie wiem, w czym jest blokada. Próbowałem jako dziecko, młodzieniec, człowiek dorosły. Ostatnio uczyła mnie pewna znakomita nauczycielka, znajoma zresztą i też się poddała.
Załóżmy, że ten problem jest pokonany, a Pan znalazł się w sytuacji zmuszającej do emigracji. Co Pan Premier robi? Wyjeżdża, pracuje, oszczędza, wraca, zostaje?
– W zależności od kwalifikacji robię coś takiego, by jak najwięcej zarobić i wracam. Ale wcześniej, coś by mnie do tego musiało zmusić, np. długotrwałe bezrobocie. Dobrowolnie na pewno bym nie wyjechał.
Na wakacje Pan Premier jeździ dobrowolnie?
– Na wakacjach nigdy za granicę nie wyjeżdżałem. O, przepraszam, raz byłem w Odessie, ale to bardzo zamierzchłe czasy. Wyjeżdżałem dużo służbowo. Niewiele jest w tej chwili krajów w Europie, w których nie byłem.
Rozmawiała Sylwia Chudak, Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.