Dużo poważniejszym a także powodującym daleko bardziej głębokie szkody społeczne jest przemyt ludzi oraz związane z tym wszelkie formy niewolnictwa. Od pracy przymusowej począwszy na niewolnictwie seksualnym skończywszy. Skala tego zjawiska jest zastraszająco wielka. Do tego stopnia, że już zajęła się nim Komisja Europejska, Interpol, oraz w przypadku naszych gospodarzy – rząd. W dużym stopniu dotyczy to polskich obywateli, zarówno jako uprawiających ten proceder, jak i będących jego ofiarami. Ostatnie otwarcie granic naszego kraju nie pozostanie bez ujemnych w tej materii skutków. Według oficjalnych szacunków, liczba przemycanych do tego kraju ludzi w celu wykorzystywania seksualnego (głównie młodych kobiet, nieletnich a nawet dzieci) sięga 4000. Z tym, że pamiętać należy, iż są to tylko dane szacunkowe. Specjaliści z La Strady i innych pozarządowych organizacji walczących z tym procederem mówią, że jest to tylko wierzchołek góry lodowej.
Pewien znikomy zresztą procent naszych rodaków korzysta także nielegalnie z systemu socjalnego tego kraju. Głównie pobierając nienależne im zasiłki na dzieci lub inne „benefity” np. z tytułu rzekomego bezrobocia. W miarę jednak integracji systemów przepływu informacji w ramach wspólnoty europejskiej, przypadki te są coraz częściej wykrywane.
Aby dopełnić tej listy problemów jakie czasem stwarzamy, trzeba wspomnieć o rosnącej liczbie wykroczeń drogowych oraz wypadków z udziałem naszych kierowców. Takie przypadki media także nagłaśniają, głównie zaś populistycznie nastawione „popołudniówki”. Fakty jednak mówią same za siebie, albowiem wszyscy wiemy jak to jest z przestrzeganiem przepisów ruchu drogowego w naszym kraju. Złe nawyki przywieźliśmy niestety ze sobą i zostały one już zauważone. Nie my jednak dzierżymy tu palmę pierwszeństwa, choć o nas najwięcej się mówi i pisze.
Zanotowaliśmy także pewne nasilenie napaści na Polaków mających podłoże rasistowskie. Lokalni frustraci znaleźli sobie nowych do bicia, bo tych prawdziwych nie pozwala im atakować polityczna poprawność.
Problemy wyimaginowane
Te jakby częściej w ostatnim roku gościły na łamach tutejszej prasy oraz w mediach elektronicznych i w telewizji. Zaczęło się od słynnych zasiłków na dzieci, które jakoby Polacy masowo pobierają, w domyśle jednak – nie zasłużenie. Naturalnie nikt w takich przypadkach nie raczy zauważyć, że płacimy tutaj podatki, odprowadzamy składki na ubezpieczenie i w związku z tym mamy do zasiłków na dzieci prawo, jak każdy Brytyjczyk. Piszący te słowa każdego miesiąca oddaje ze swoich zarobków blisko 400 funtów na ten cel, tak więc za przeproszeniem, proszę się ode mnie odczepić. Od wielu naszych rodaków także.
Drugim wyimaginowanym i wyolbrzymionym problemem jest rzekome zabieranie pracy tubylcom. Morze papieru zapisaliśmy już na ten temat, więc nie będę się powtarzał. Warto jednak wspomnieć o tym, że wszystkie te roboty wykonujemy w większości za pieniądze, o których tubylcy nawet nie chcą słyszeć. Tu zresztą istnieje system naczyń połączonych. Pracodawcy nie chcą płacić za pracę uczciwie, wykorzystują pracowników, nie rzadko ich po prostu oszukując, z drugiej zaś strony wszyscy chcą mieć tanie usługi i towary. To także zresztą temat na inny czas.
Zawsze powtarzam, że gdyby Brytyjczykom chciało się naprawdę pracować, dla nas nie byłoby tu miejsca w ogóle. Tak więc bliżsi prawdy są ci, którzy twierdzą: „bez Polaków, idziemy na dno”, a przynajmniej wzrost gospodarczy nie byłby tak znaczny od 2004 roku.
Narzekania na pobieranie zasiłku na dzieci już się widać znudziły, albowiem ostatnio modne stało się wytykanie nam, że wywieramy nadmierną presję na NHS. No tak tego, że możemy tutaj czasem zachorować nikt przecież nie mógł przewidzieć. Także tego, że w naturalny sposób będziemy się tutaj rozmnażać i sprowadzać swoje rodziny. Tak jakby inni na długo przed nami tego nie robili i nie robią teraz. Całe szczęście, że na ogół posiadamy po jednym małżonku, co w przeciwieństwie do niektórych przybyszów z innych kręgów kulturowych stawia nas jednak w lepszej pozycji. Mało kto z przyczyn zasadniczych, decyduje się także na sprowadzenie na tą Wyspę np. teściowej. Zawsze to bezpieczniej, kiedy dzieli nas od niej woda nawet taka mała, jaką jest kanał La Manche. Rodzin wielopokoleniowych wśród najnowszej imigracji z Polski jest jak na lekarstwo, więc o co ten krzyk.
To tylko niektóre zagadnienia, jakie można zmieścić w ramach szczupłości miejsca w naszej gazecie i w dodatku w jednym artykule. Wiele z nich doskonale znamy, wielu problemów sami doświadczyliśmy lub nadal doświadczamy. Warto więc na koniec wysnuć z nich jakiś wniosek. Nasuwa mi się tylko jeden. Ten propagowany swego czasu przez Wojciecha Młynarskiego. Po prostu nie przejmujmy się zanadto tym co o nas gadają i piszą, zwłaszcza popołudniowe gadzinówki, tylko „róbmy swoje”. Przynajmniej ci, którzy robią to rzetelnie i uczciwie. A tych jest wśród nas przecież najwięcej.
Jędrek Śpiwok, Dziennik Polski