Niewymierne koszty takiej pomocy również bywają spore. Halina z Arturem (w Londynie od dwóch lat) przekonali się o tym raz – i chyba mają dosyć. Głos ma Artur.
Nigdy, przenigdy, nikomu już nie pomogę, choćby spał pod mostem, kąsany przez wilki. Nie śmiej się, to nie jest śmieszne. Posłuchaj.
Któregoś dnia odebrałem w pracy telefon. Dzwonił Paweł, mój dobry kolega. „Pomóżcie!” – błagał. „Przyjechała do nas znajoma, a my nie mamy gdzie jej położyć. Macie przecież wolny pokój? Dziewczyna pracę ma nagraną, więc lokum też szybko sobie znajdzie. I oczywiście nie za darmo!”.
W odpowiedzi warknąłem, że mowy nie ma. On mi na to, że rozmawiał już z Haliną, i że to tylko na tydzień, góra dwa. Wkurzyłem się na żonę za podjęcie decyzji bez konsultacji ze mną, ale co miałem zrobić? „Dobra, niech będzie na tydzień czy dwa. Tylko, Paweł, pamiętaj: ani godziny dłużej!” – zastrzegłem.
Po powrocie do domu wezwałem żonę na dywanik, lecz moje złotko zrobiło wielkie oczy: „Owszem, rozmawiałam z Pawłem, ale kazałam mu zadzwonić do ciebie...” – usłyszałem. „A niech go, wrobił nas!” – westchnąłem. „Nie przesadzaj, pokój faktycznie mamy wolny” – zauważyła Halina. „Jak nie pomóc Polce w potrzebie? Dorzuci się kobieta do czynszu i rachunków, i już” – zdecydowała.
Paweł przywiózł protegowaną o świcie i oddalił się czym prędzej, zostawiając nas w towarzystwie Zuzanny tudzież pokaźnego stosu waliz, plecaków i toreb. I tamtego poranka przeżyliśmy pierwsze rozczarowanie naszą podopieczną, gdy ta, oprowadziwszy się bezceremonialnie po mieszkaniu, znienacka oznajmiła pytająco: „Czy moglibyście zabrać rzeczy ze schowka, bo ja nie mam gdzie swoich włożyć?”.
Halina usiłowała Zuzi wytłumaczyć, że nie mamy w domu miejsca na dwa domy, tym bardziej w sytuacji, gdy Zuzia zdaje się być wyposażona w więcej ruchomych dóbr od nas dwojga. Zasugerowała też, by część niekoniecznie niezbędnych przedmiotów oraz garderoby Zuzia odstawiła z powrotem do Pawła.
„Jak to? To wzięliście mnie do siebie, czy nie wzięliście?” – zdziwienie Zuzi sięgnęło północnej grani Everestu. „Swoje rzeczy możecie oddawać na przechowanie obcym!” – furknęła jeszcze. Wtedy pierwszy raz poczuliśmy się nieswojo. Zupełnie nie jak u siebie, tylko jak, powiedzmy, u Zuzi.
Nie chcieliśmy zaczynać znajomości od awantur. Ustaliłem z Haliną, czego możemy się pozbyć. Pozbyliśmy się. Graty Zuzanny zagościły w naszym schowku.