W XX wieku ,,źle wychowana publiczność’’ zmieniła się w uzbrojone oddziały rozwścieczonych ,,kiboli’’ a wojna była nieunikniona. Wybuchła na dobre pod koniec lat 60tych, by wejść w fale kulminacji w połowie lat 70. i 80. Wtedy też stadiony Heysel i Hillsborough spłynęły krwią.
Zdarzyło się to wcześniej, może zdarzyć się w przyszłości. Posłuchajcie opowieści o współczesnych ,,wojownikach stadionów’’, o tym, jakie mają ,,marzenia’’ i na co szykują się w samym sercu Europy - na Armagedon 2012.
Napisano o nich mnóstwo, nakręcono godziny fabularnych opowieści: ,,Football Factory’’, ,,ID’’, ,,The Firm’’ i ,,Green Street’’. Pierwszy z nich to niemal dokładna relacja oparta na kanwie autentycznych przeżyć chuligańskiej grupy Head-Hunters (Łowcy Głów) klubu Chelsea London.
Problem futbolowego chuligaństwa, jak niemal wszystko, co związane z piłką nożną, wywodzi się z Wysp Brytyjskich. Nie do końca wiadomo, w jaki sposób termin ,,chuligan’’ (hooligan) zaadoptowano do opisu zachowań na stadionach, jako że początkowo odnosił się do brutalnego stylu bycia (czyt. bicia) gangów ulicznych w Anglii i Irlandii. Niektórzy twierdzą, że słowo pochodzi od nazwiska Patrica Hooligana, irlandzkiego rzezimieszka, który w latach 90 ubiegłego stulecia grasował na londyńskim Southwark. Według innych, pochodzi on od słowa hooley, które w Irlandii oznacza dzikie imprezy. W latach 60, 70 i 80, XX wieku na Wyspach kultura chuligańska zdominowała rozgrywki futbolowe, czego smutną i krwawą konsekwencją stały się wydarzenia na stadionie w Brukseli. Tragedia na Heysel, której sprawcami byli brytyjscy chuligani, wywołała burzliwą dyskusję i skłoniła konserwatystów do radykalnych działań. To nie mogło już przejść bezkarnie. Policja brytyjska wypowiedziała zdecydowaną wojnę wszelkim przejawom chuligaństwa poprzez zastosowanie specjalnych identyfikatorów oraz kamer, co w połączeniu z bardzo restrykcyjnym prawem pozwoliło na ograniczenie tego rodzaju ekscesów na stadionach. Kibice odetchnęli, mecze znów stały się meczami. Tyle że teraz ,,firms’’ (tak w języku angielskim określa się skorą do rękoczynów część kibiców) wylegli na ulice i tam toczą swoje wojny.
Futbolowe chuligaństwo - mimo wielu wysiłków i sporych kosztów, wciąż stanowi poważny problem, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i wtedy, gdy brytyjscy kibole wyjeżdżają na spotkania poza granice kraju. Wiedząc, że w niektórych państwach policja nie jest przygotowana do walki, hooligans wykorzystują to bezwzględnie, wszczynając dzikie zamieszki na stadionach całej piłkarskiej Europy.
W związku z dużą popularnością, problematyki przemocy na stadionach, telewizyjny kanał Bravo zrealizował serię dokumentalnych filmów o najgorszych chuliganach na świecie pt: ,,Real football factory’’. Nakręcono dziewięć odcinków filmu. Ósmy poświęcony jest Polsce, która do niedawna - jeszcze ,,nie odkryta’’ - nie była postrzegana przez Anglików jako wymarzone miejsce do wszczynania burd stadionowych. Niestety, to się już zmieniło.
Przeciętnym ,,zjadaczom dżemu’’, nasz kraj kojarzył się jak dotąd głównie z masową emigracją, z Solidarnością i komunizmem. Od niedawna, do wizerunku ,,Wałęsy’’ dołączyły również piękne, zgrabne Polki i niewiarygodnie tani (jak na brytyjską kieszeń) alkohol. Zaowocowało to weekendowymi wypadami na dzikie picie i seks-szaleństwa. Teraz zaś, gdy przyznano Polsce prawa do organizacji ME w 2012 roku, przed angielskimi ,,kibicami’’ otwiera się Eldorado. Myśl, że Polska może być idealnym miejscem do pokazowych bijatyk, stała się niemal powszechna. Problem rzeczywiście może być poważny, gdyż - jak się okazuje - angielscy chuligani nie próżnują. Od pewnego czasu są w kontakcie ze swoimi polskimi kolegami, którzy wyemigrowali na Wyspy w poszukiwaniu pracy i razem pełną parą przygotowują się do działania. Wygląda na to, że przygotowania do Euro 2012 znacznie lepiej idą kibolom, niż organizatorom w Polsce.
Angielscy hooligans podeszli do sprawy bardzo profesjonalnie; już teraz zaczynają rozpracowywać specyfikę polskiego środowiska chuligańskiego. Dave, wierny kibic Sheffield United z BBC (Blades Business Crew), wie na przykład, że w Krakowie od dziesięcioleci trwa ,,święta wojna’’ pomiędzy Wisłą a Cracovią. Wie też, w których polskich miastach ich ,,bracia po fachu’’ są szczególnie niebezpieczni. Dave nie należy do krasomówców i większość pytań zbywa milczeniem. Ożywia się nieco, gdy pada pytanie dlaczego chce jechać na finały ME do Polski. ,,Przede wszystkim - zaczyna z uśmieszkiem - wasza Policja jest stosunkowo słaba i przestraszona. Widziałem kilka filmów z akcji na stadionach i ulicach w waszym kraju, na Youtube widziałem, i jest dla mnie jasne, że Policja w Polsce nie jest jeszcze zbyt dobrze wyszkolona. Nie jest w stanie poradzić sobie z tego rodzaju sytuacjami. Poza tym brak jej doświadczenia, nigdy nie musiała obsługiwać większej imprezy piłkarskiej. Mam kilku kumpli z Polski, którzy obiecali pomoc na miejscu’’. Dave nigdy nie był w Polsce, jednak jego koledzy z Blades Business Crew odwiedzili Kraków i pieczołowicie zapoznali się z miejscowymi warunkami.
Mike, około 40 letni kibol Manchesteru City, ma znakomitą pamięć. Bez problemu opowiada, że jego klub pokonał w 1970 r. Górnika Zabrze w finale Pucharu Zdobywców Pucharów. Mike nie zapomniał także, że w barwach Manchesteru City grał jeden z najlepszych europejskich piłkarzy, legenda polskiego futbolu, Kazimierz Deyna. Mike otwarcie wyznaje, że jego kumple i on wybierają się na ME do Polski ,,bardzo silną ekipą’’ ,,Pojedziemy na pewno, nawet jeśli Anglia nie awansuje. Do Polski pojadę, bo czuję duży sentyment do waszego kraju, sam pochodzę z rodziny imigranckiej, polsko-irlandzkiej. Chcę zobaczyć kraj, gdzie urodził się mój ojciec. Poza tym słyszałem, że kibice w Polsce to bardzo solidne zabijaki. Chcę to sprawdzić. Trzy lata temu jakiś polski zespół, Groclin, wyeliminował Manchester City z rozgrywek pucharu UEFA, ale kibiców, a tym bardziej chuliganów żadnych, nie widziałem’’.
Steve, z Red Army (chuligani Manchesteru United) swoją opowieść o planach wizyty w Polsce w 2012 roku zaczyna od stwierdzenia: ,,Polska i Anglia prawie zawsze rywalizowały w eliminacjach do dużych imprez piłkarskich, więc staliśmy się niemal jak starzy dobrzy przyjaciele, a przyjaciół się przecież odwiedza, czyż nie?’’
Zresztą powodów do odwiedzin Polski jest wiele. ,,Organizacja ME w Polsce’’ - kontynuuje Steve - ,,to dla nas same zalety. Polska jest tania, tanie są noclegi, żywność i alkohol. Rzecz dla nas najważniejsza: wiemy, że w Polsce wciąż jeszcze można zorganizować akcje, o jakich w Anglii już tylko marzymy’’. Steve ma również nadzieję ,,spotkać’’ się w Polsce z kibicami innych państw, jak np. z Bałkanów czy Turcji a przede wszystkim Włochami. W Rzymie podczas meczu Manchester United z AS Roma uczestniczył w burdach i został mocno poturbowany. ,,Mam więc spore rachunki do wyrównania’’ - miło zapowiada.
Niektórzy kibice mają bardziej szczytne cele. Rob, na przykład, jedzie do Polski, bo chce poznać kibiców Lechii Gdańsk, którzy są dla niego bohaterami. Przeczytałem gdzieś - tłumaczy Rob - że pomogli oni Solidarności w jej zmaganiach z władzami, czyli w przyczynili się do obalenia komunizmu. Niewiele osób zdaje sobie jednak z tego sprawę, dlaczego?’’ - pyta zdziwiony.
Wszyscy moi rozmówcy przyznają, że czują respekt do polskich chuliganów. Uznają, że jesteśmy w ścisłej europejskiej, a nawet światowej czołówce. Jednak nikt z nich nie wydaje się być szczególnie przestraszony. Chociaż bowiem angielscy kibole idą do boju jak nawała wikingów, to jednak ich chuligańska ,,kultura’’ znacznie różni się od polskiej. Anglicy rzadziej używają narzędzi takich, jak noże, bejsbole czy kastety. Rzadziej również demolują stadiony. Nauczeni przykrym doświadczeniem, że na stadionie mogą być ławo zidentyfikowani, odbijają to sobie z nawiązką na ulicach miast, gdzie niestety często niszczą całe dzielnice.
Wśród planujących wizytę w naszym kraju znajdują się również - co brzmi optymistycznie - nie tylko chuligani. Spora część to po prostu kibice, którzy chcą uczestniczyć w piłkarskim święcie. Czy jednak Mistrzostwa Europy w 2012 będą takim świętem? Coraz częstsze doświadczenia z polskich stadionów wskazują, że może być inaczej. Możemy przeżyć… Armagedon 2012.
Stanisaw Stawiarski
Głos Polski, nr 14, grudzień 2007
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.