Kupiła bilety na samolot, wyjechała na lotnisko...
-Zobaczysz Londyn babciu!- mówiła, gdy jechałyśmy do jej mieszkania.- Przecież nigdy tutaj nie byłaś!
Nigdy nie byłam w Londynie? O jakże ona się myli! Owszem byłam, tylko dzieciom i wnukom nigdy nie opowiadałam o swojej wizycie w Anglii przed trzydziestu siedmioma laty. Nie było czym się chwalić. Wiedział o niej jednak mój nieżyjący już mąż. Mój drugi mąż.
Cofam się pamięcią wstecz... Miałam wtedy dwadzieścia trzy lata, mieszkałam razem z rodzicami w Warszawie. Była ostra zima...
W pewien mroźny wieczór wybrałam się do teatru na "Romea i Julię".
Pamiętam, że sala pękała w szwach ze względu na doborową obsadę i tylko jedno miejsce po mojej prawej stronie pozostawało wolne. "Ciekawe komu jest przeznaczone?", zastanowiłam się przez moment. Dopiero po trzecim dzwonku zajął je młody mężczyzna z daleka pachnący zagranicą. "Cudzoziemiec?", pomyślałam rzucając ku nieznajomemu kilka ukradkowych spojrzeń.
Choć na widowni zgasły już światła, dostrzegłam, że był dokładnie w moim typie. Szczupły brunet o pociągłej twarzy, dużych oczach, wysokim czole i ciemnym zaroście. Zamieniwszy kilka słów podczas pierwszej przerwy, do opisu dodałam: Polak, wykształcony, dowcipny, znający świat i ludzi. W trakcie drugiej przerwy dowiedziałam się ponadto, że ma na imię Adam i na stałe mieszka w Anglii. Widok prawej dłoni bez obrączki na serdecznym palcu wlał w serce nadzieję.
Po spektaklu miły nieznajomy zaprosił mnie do kawiarni na ciastko. Wtedy przekonałam się, że jest szarmancki wobec kobiet i ma duszę poety. Romantycznego poety.
W ciągu kilku godzin zakochałam się w Adamie bez pamięci. On również oszalał na moim punkcie. O tydzień przedłużył pobyt w Polsce. Spędziliśmy wtedy z sobą przecudne Boże Narodzenie. A w sylwestra Adam oświadczył mi się i został przyjęty.
Pamiętam, zaprosił mnie oraz moich rodziców do najdroższej restauracji w mieście, płacił pachnącymi luksusem funtami. Zamówił prawdziwego szampana i podczas toastu poprosił o moją rękę. Mama z tatą byli za tym, żebyśmy się pobrali, choć na dobrą sprawę nasza znajomość trwała tak krótko.
-Poznacie się lepiej po ślubie- stwierdzili zgodnie.
Dostałam od Adama złoty pierścionek z szafirem na znak naszych zaręczyn, a wraz z pierścionkiem zapewnienie o szczerym, czystym uczuciu.
W ostatnią sobotę karnawału odbyło się huczne wesele. Ciotki, wujkowie, znajomi rodziców i moje koleżanki gratulowały udanego małżeństwa. Taki sukces! Wyszłam za mąż za walutowca! Odtąd, w ich pojęciu, czekało mnie już samo szczęście. To nic, że na ślubie nie pojawił się nikt z rodziny pana młodego, czasy były przecież trudne. Każdy rozumiał, że niełatwo rodakom z Zachodu dostać się do ojczyzny. A zresztą po co pytać o krewnych kogoś, kto pochodził z Anglii? Królowa angielska, porządna kobieta, nie mogła mieć nieporządnych poddanych.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.