Po pracy poszliśmy całą drużyną do klubu...
Skutek: choć na zegarze dawno wybiła północ, nie mogę zasnąć. Serce wali jak oszalałe, w głowie czuję zamęt- nieomylny znak, że spotkałam mężczyznę życia.
Dostrzegłam go w rozgadanym, śmiejącym się tłumie. Wydawał się zagubiony, choć wokół pełno ludzi. Wysoki blondyn, oczy w kolorze ciemnego bursztynu. Podeszłam do przystojnego nieznajomego, zagadałam. Okazało się, że i on jest Polakiem, pracuje w naszej firmie od niedawna...
Muszę go zdobyć, bo bardzo mi się podoba!
13 grudnia 2006
Dziś trzynastego i pech prześladuje mnie od samego rana. Zaspałam. W pracy było mi głupio, ponieważ się spóźniłam. Potem szef nie przyjął mojego sprawozdania. A na koniec najgorsze, sensacja dnia, Łukasz zadurzył się w Helen- tej Angielce z końską szczęką.
Jak on mógł?! Oszalał, czy co?! Przecież ona składa się tylko z ogromnego biustu i pustej głowy, no i tej wielkiej dolnej żuchwy.
Czy jestem złośliwa? Nie, skądże... No, może troszeczkę, ale...Łukasz rzeczywiście ma oczy w kolorze przejrzystego bursztynu. Marzę, żeby choć spojrzał na mnie. Czasem patrzy, ale to nie o takie spojrzenie mi chodzi.
16 grudnia 2006
Nie lubię dni wolnych od pracy, bo poza biurem pozbawiona jestem widoku Łukasza. To beznadziejne. Kocham mężczyznę, który w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Zadaje się z Helen, a ja mimo to kocham, kocham, kocham! Istne opętanie. Gdziekolwiek pójdę, cokolwiek robię, jego obraz noszę pod powiekami. Jeszcze trochę a zwariuję.
Koleżanki radzą odpuścić. Próbowałam, ale nie potrafię. Zbyt mocno się zaangażowałam.
20 grudnia 2006
Zwycięstwo! Nie wiem w jaki sposób, ale chyba Łukaszowi musiały opaść klapki z oczu, bo dziś ostentacyjnie omijał Helen. A ona wyglądała tak, jakby się octu napiła. Nie była smutna ani przygnębiona, tylko skwaszona. Dziwne...
22 grudnia 2006
Wczoraj wieczorem wykorzystałam chandrę Łukasza. Znam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że kiedy się czymś przejmuje, staje się niezdecydowany. Z mojej inicjatywy poszliśmy razem do kina. Potem zaciągnęłam go do uroczej knajpki niedaleko Oxford Street. Wypiliśmy wspólnie dwie butelki mocnego greckiego wina. On się upił na smutno, a ja na radośnie. Myśleliśmy, że wytrzeźwiejemy na świeżym powietrzu, ale tak się nie stało. Łukasz po paru chwiejnych krokach stwierdził, że nie może wracać do domu samochodem. Mieszka poza Londynem, dlatego zaproponowałam mu, żeby pojechał metrem do mnie, bo do Turnham Green jest stosunkowo niedaleko. Zgodził się z wdzięcznością. Przespał się więc u mnie i... ze mną.
Boże, jaki świat jest piękny! Wprawdzie za oknem pada zimny deszcz, ale w moim sercu panuje tropikalny gorąc! I pomyśleć, jeszcze tydzień temu uważałam, że moja miłość nie ma szansy na spełnienie. A tu taka nagła odmiana!